No i gram se
jednego wieczora z ziomkami w bylarda i natenczas się zjawia jakiś
goguś z dziewczyną. Jak i po co zawędrował do naszej mordowni -
nie wiem. Chłopaczek miał okular na nosie, ajfona w kieszeni, brodę
na, no, na brodzie i na to wszystko jeszcze 'Opowiadania Odeskie' w
ręku. Z początku starałem się ignorować frajera, ale stawało
się to coraz trudniejsze, jako że on zgrywał yntelektualistę
(obecnie bardzo modne) i tej swojej dziewuszce non stop opowiadał,
jaki z tego Babla słaby pisarz; trochę mnie tym podkurwił.
Czy on nie wiedział,
że nie było większego nad Izaak Babela? Czy on nie wiedział, że
gdy trzymam w ręku kij do bilarda to jestem groźniejszy niż
globalne ocieplenie? Tym bardziej, że ze mną było pięciu łysych
kumpli, na każdym kumplu dres, a na każdym dresie potrojony lampas.
Znacie mnie, nie szukam zaczepek, ale jak ktoś się sam prosi o
bęcki to przecież nie odmówię.
Spuściliśmy więc pedałkowi
straszny łomot, a potem jeszcze wzięliśmy jego dziewczynę w
obroty.
Co ciekawe
następnego dnia wspomniano o całym zajściu w wiadomościach;
redaktorzyna stwierdził, że osiedlowy element pobił i upodlił
dobrze zapowiadającego się studenta tylko dlatego, że ten czytał
książkę.
I znowu w mediach
oczerniono nas, obrońców wysokiej literatury. No, ale nie mam żalu,
robimy to w końcu nie dla sławy, ale dla idei.