I co? Zobaczyli Fitzgeralda w tytule
posta i już myślą, że będzie 'Wielki Gatsby'? Nie ma!
Wbrew temu, co dotąd sądziliście
Franek napisał więcej niż jedną książkę. Mało tego, napisał
on więcej niż jedną zajebistą książkę.
Oczywiście dla kręgu ludzi
kulturalnych, do którego to nikt z Was raczej nie należy, to żadna
nowość, ale dla całej reszty to nielichy szok; myślicie sobie
teraz pewnie:
'Ale jak to, ja przez całe życie nie
przeczytałem ani jednej książki a był ktoś, kto zdołał jakąś
napisać? I to na dodatek kilka, różnych?'
Dobra, już się z Was nie naśmiewam,
w końcu i tak cały czas robią to Wasi rodzice i znajomi.
'Czuła jest noc' uchodzi za jedną
z najlepszych książek zeszłego wieku (ależ ten czas leci!).
Natknąłem się na nią w niesławnej
'Kuźni' - najostrzejszej siłce dla najtępszych karków. Nim ją
stamtąd wykradłem robiła za podkładkę ławeczki do wyciskania
sztangi. Zapytałem raz Napinacza, największego koksa w dziejach i
właściciela 'Kuźni' w jednym, dlaczego wykorzystują Fitzgeralda
do takich celów. Odparł on:
'Nie każda książka się do tego
nadaje. Nie mogliśmy przecież wziąć 'Przeminęło z wiatrem' i
bezceremonialnie rzucić na podłogę - jest przecież za grube, nie
wyrównałoby ławeczki i bicki by krzywo rosły. Przejrzeliśmy z
chłopakami nasze biblioteczki i podjęliśmy decyzję, by zastosować
znacznie cieńszą 'Czuła jest noc'. Jak sam widzisz dla wysokiej
literatury jest miejsce i w życiu powszednim.'
Jestem wielkim fanem F. Scotta - i nie
chodzi mi tylko o moje warunki fizyczne. Uwielbiam gościa tak jak
jeden w pełni heteroseksualny facet może uwielbiać drugiego - z
klepaniem po tyłku i sikaniem na krzyż włącznie. Nie dość, że
koleś świetnie pisał (będę jeszcze miał okazję się tym
podniecać przy nadchodzących recenzjach) to jeszcze miał przy tym
ciekawe życie. No, przynajmniej w porównaniu np. do takiego
Flauberta czy Kanta. Fabuła 'Czuła ist Nacht' jest po części
oparta na jego żywocie właśnie; tj. Fitzgeralda, nie Kanta.
Główny bohater powieści, wspaniały,
choć popijający doktór Dick Diver składa się głównie z
Fitzgeralda i atramentu. Jego bogata żonka, Nicole Diver to wypisz
wymaluj Zelda Fitzgerald - obdarzona schizofrenią i bardzo aryjskim
imieniem. Para to wiedzie próżniacze życie gdzieś na francuskiej
riwierze (riwiera to jest takie coś jak nasze Mielno albo nawet
Ustka) pośród lekko zepsutego towarzystwa, które ma za dużo
czasu i zdecydowanie za dużo pieniędzy.
To burżujskie grono zostaje
przejściowo powiększone o młodą aktorkę z hollywoodu imieniem
Rosemary. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron obserwujemy świat
oczyma Rosemary właśnie i dopiero po dłuższej chwili pojawia się
pośród zachwytów dr. Diver, który przejmuje od niej pałeczkę
głównobohaterstwa. Rosemary, pomimo wielkiego sukcesu wciąż
jeszcze jest niezblazowana i wyraźnie leci na wesołego,
przystojnego i towarzyskiego Dicka.
Po wyjeździe aktorki w fabule
następuje drobna wolta - cofamy się w czasie do czasów studiów i
początków praktyki pana Divera, doktora od psychiatrii. Jako
wschodząca gwiazda psychoanalizy i lobotomii zahaczył się w
renomowanej klinice dla bogaczy; pośród epileptyczek oraz śliniących
się pacjentek poznał Nicole. Jaka była geneza choroby Nicole nie
będę mówił, bo to trochę niespodzianka, wiedzcie jednak, że nie
bez przyczyny miała w głowie najebane. W trakcie terapii bardzo się
zbliżyli do siebie i, pomimo wątpliwości innych lekarzy i siostry
Nicole - Baby (imię jak z piosenki Justina), wzięli ślub. Nicole
nie tylko była bardzo atrakcyjna, ale też bogata. Bardzo bogata. Jej wybranek-terapeuta zaś specjalnie dziany nie był i to właśnie wzbudziło doń niechęć
słynącej z dekadencji Baby.
Ech, te dekadentki. Raz jedna
przywiązała mnie do krzesła i zrobiła takie rzeczy, że do dziś
mam problemy z erekcją.
Po tym przeskoku czasowym wracamy na
riwierę między innymi po to, żeby dowiedzieć się, że Rosemary jednak
wzbudziła w Diverze uczucia. Sumienie zaczęło gryźć a co więcej,
nasz wspaniały dusza-człowiek i przy okazji doktór, zaczyna coraz
to więcej walić w gaz zaniedbując przy tym swoją może i szaloną,
ale wciąż gorącą żonkę. Dick zmierza w stronę dna, ale wszystko
to następuje powoli. Pierwsza bójka po pijaku, nieodpowiednie słowa
w towarzystwie, dyżury w klinice albo na rauszu albo na kacu - to
wszystko stopniowo narasta, aż w końcu z dawnego Dicka nic prawie
nie zostanie. No i jego relacje z Nicole - toksyczna miłość w
pełnym wydaniu.
Książka jest dość gorzka, pod
żadnym względem nie nadaje się na prezent dla nowożeńców. Ok,
trochę przesadzam, tak naprawdę to gorzki jest tylko los Dicka.
Nicole, która dzięki mężowi (i niejako jego kosztem) stała się
silna, poradziła sobie bez większych problemów. Nie powiem jak
dokładnie jej się życie ułożyło; niech Wam wystarczy, że to
nie jest książka dla nowożeńców i facetów, których kobieta
niedawno zostawiła dla innego.
Jeżeli miałbym jakieś zastrzeżenia
do 'Czułej' to tylko to irytujące frajerstwo doktóra Divera. Nie
dość, że wypuścił z ręki miliony dolarów i wystawne życie i
własną klinikę też; wkurzył mnie najbardziej postawą wobec
Rosemary.
Przecież ta młoda aktoreczka, śliczna
i niewinna, sama mu się do łóżka pakowała, a Dick ani drgnął
(hehe, to znany suchar poliglotów). Czego on się bał, żony? Był
przecież jej lekarzem, mógł jej wmówić, że tylko jej się
wydaje, że widzi go w łóżku z inną albo po prostu podać
silniejsze leki.
Koniec końców przespał się z
Rosemary ale było to kilkadziesiąt stron później a ona wówczas
była już przechodzona bardziej niż najtańsza dziwka, bardziej niż
Messalina i nawet bardziej, niż moja żona.
Jeszcze Wam powiem, że jeden znany
krytyk stwierdził kiedyś, że ceni sobie tę powieść wysoko ponad
'Zbronię i Karę'. Tłumaczył to tym, że jak już ma czytać i
zasmucać się losem czyjegoś upadku, to woli, by upadanie
następowało wśród blichtru i pieniędzy jak u efF. Scotta niż w
biedzie i brudzie, jak u Dostojewskiego.
Ja zapomniałem, to jego ta powieść
'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z
niego!
1. A miał wrażenie, że osobowości w
tych związkach tak napierają na niego, tak się doń zbliżają, że
je od innych zapożycza - więc został właściwie skazany na
dźwiganie przez resztę życia ego pewnych ludzi, tych wcześnie
poznanych i wcześnie pokochanych, jakby miał dojrzeć i spełnić
się w takiej tylko mierze jak oni. A wszystko to przenikał jeszcze
żywioł samotności, bo jakże łatwo brać miłość i jakże
trudno kochać.
2. Rosemary wypiła koktajl i odrobinę
wina, Dick zaś tyle, że opuściło go uczucie niezadowolenia. Potem
pojechali do hotelu, promienni i szczęśliwi, w stanie pełnego
spokoju uniesienia. Chciała, że by ja wziął i wziął ją; i oto
coś, co zaczęło się od dziecinnego zauroczenia na plaży, nareszcie
się spełniło.
Tu jeszcze jest post skriptóm:
Poprzedni post z ledwie zapowiedzią
recenzji miał większą oglądalność niż wszystkie poprzednie
wpisy razem wzięte! Czy znaczy to, że tak się nie możecie
doczekać kontynuacji, czy też to taki subtelny znak, że im mniej
piszę tym lepiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz