Czarodzieju!
Skurwysynu! Ruchaj mnie! Ruchaj! Ruchaj!
-W.S Burroughs
Przed Wami w mordę
kopane pięć stron recenzjo-porównania i cała kopa zabawnych
cytatów na końcu. Pamiętacie jak wspominałem, że ten blog nie jest odpowiedni dla mięczaków? Dzisiejsze książki
na pewno się dla nich nie nadają. Nie tylko o mięczaków mi
chodzi, ale o tych wszystkich, którzy literaturę traktują jako
wzniosłą Sztukę a sami mają wykrochmalone kołnierze i poukładani
są od a do zet.
Ale w mojej duszy chaos! Ja mogę to czytać!
Recki te, choć
wspaniałe, ukazują się z nielichym opóźnieniem. Zostawcie jednak
widły i noże, bo to nie z mojej winy ono wynikło. Znaczy, może
trochę:
Ostatnio po meczyku mojego RKSu ukochanego razem
chłopakami pojechaliśmy do miasta, ale tym razem nie na targ, a na
densing.
Wieczorek taneczny
trochę wymknął się nam spod kontroli i ani się człek nie
obejrzał, a już siedział na dołku z zarzutem rozboju i zbiorowego
gwałtu. Cała ta sytuacja wywołała moje najgłębsze oburzenie,
krzyknąłem więc do pilnującego nas policjanta:
-pierdolę twoją
matkę, psi synu!
Pech chciał, że
tym policjantem okazał się być mój syn, więc obelga nijak nie
mogła odnieść skutku.
Co gorsza, sędzia
(dobrodziejstwo sądów 24-godzinnych) nie zgodził się nas
wypuścić, chyba, że wpłacimy kaucję. Tłumaczyłem pajacowi, że
w domu mam akurat tyle butelek po piwie co nas siedzi, więc będzie
na tę kaucję, ale nie chciał mnie słuchać. Cholerny dupek. No
cóż, parę dni odsiedziałem; nie było źle, nawet zrobiłem sobie
nowy tatuaż na pośladku.
Myślicie może, że
tylko mnie tak niesprawiedliwie traktuje policja i sądy? Otóż nie,
podobne przygody to wręcz cecha rozpoznawcza obu naszych
dzisiejszych autorów - Czarliego 'Karola' Bukowskiego (Kobiety) i Williama
'eS' Burroughsa (Nagi Lunch).
Obie książki,
podobnie jak ich autorzy, uchodzą za dość obrazoburcze i mocno
kontrowersyjne. Choć jestem fanem Borroughsa to Bukowskiego nie
trawię i gardzę nim po prostu. Zwykle jak kogoś nie lubię, to
automatycznie odmawiam mu wszelkich pozytywnych cech (odwrotny efekt
halo), jednak w wypadku Karola to nie zachodzi. Niechętnie muszę
przyznać, że Bukowski potrafił pisać całkiem zgrabnie.
Borroughs, choć jakoś dużo lepiej nie pisał, to jednak w swoich
tekstach nigdzie się nie wymądrzał i nikogo nie sądził. No i
miał poczucie humoru, a to też ważne.
Nasi
pisarze-degeneraci bardzo późno odnieśli sukcesy wydawnicze. Czy
może inaczej, dość późno odnieśli skandale wydawnicze, bo
liczba sprzedanych egzemplarzy nie była sukcesem. Wydanie 'Nagiego
Lanczu' było możliwe dopiero po procesie przed amerykańskim sądem
i nie będzie chyba przesadą twierdzić, że wyrok utorował drogę
Bukowskiemu dwie dekady później.