wtorek, 24 czerwca 2014

Książki Równoległe: Bukowski - 'Kobiety' vs. Burroughs - 'Nagi Lunch'



Czarodzieju! Skurwysynu! Ruchaj mnie! Ruchaj! Ruchaj!
                                                                                  -W.S Burroughs

Przed Wami w mordę kopane pięć stron recenzjo-porównania i cała kopa zabawnych cytatów na końcu. Pamiętacie jak wspominałem, że ten blog nie jest odpowiedni dla mięczaków? Dzisiejsze książki na pewno się dla nich nie nadają. Nie tylko o mięczaków mi chodzi, ale o tych wszystkich, którzy literaturę traktują jako wzniosłą Sztukę a sami mają wykrochmalone kołnierze i poukładani są od a do zet.
Ale w mojej duszy chaos! Ja mogę to czytać!

Recki te, choć wspaniałe, ukazują się z nielichym opóźnieniem. Zostawcie jednak widły i noże, bo to nie z mojej winy ono wynikło. Znaczy, może trochę:
Ostatnio po meczyku mojego RKSu ukochanego razem chłopakami pojechaliśmy do miasta, ale tym razem nie na targ, a na densing.
Wieczorek taneczny trochę wymknął się nam spod kontroli i ani się człek nie obejrzał, a już siedział na dołku z zarzutem rozboju i zbiorowego gwałtu. Cała ta sytuacja wywołała moje najgłębsze oburzenie, krzyknąłem więc do pilnującego nas policjanta:
-pierdolę twoją matkę, psi synu!
Pech chciał, że tym policjantem okazał się być mój syn, więc obelga nijak nie mogła odnieść skutku.
Co gorsza, sędzia (dobrodziejstwo sądów 24-godzinnych) nie zgodził się nas wypuścić, chyba, że wpłacimy kaucję. Tłumaczyłem pajacowi, że w domu mam akurat tyle butelek po piwie co nas siedzi, więc będzie na tę kaucję, ale nie chciał mnie słuchać. Cholerny dupek. No cóż, parę dni odsiedziałem; nie było źle, nawet zrobiłem sobie nowy tatuaż na pośladku.
Myślicie może, że tylko mnie tak niesprawiedliwie traktuje policja i sądy? Otóż nie, podobne przygody to wręcz cecha rozpoznawcza obu naszych dzisiejszych autorów - Czarliego 'Karola' Bukowskiego (Kobiety) i Williama 'eS' Burroughsa (Nagi Lunch).

Obie książki, podobnie jak ich autorzy, uchodzą za dość obrazoburcze i mocno kontrowersyjne. Choć jestem fanem Borroughsa to Bukowskiego nie trawię i gardzę nim po prostu. Zwykle jak kogoś nie lubię, to automatycznie odmawiam mu wszelkich pozytywnych cech (odwrotny efekt halo), jednak w wypadku Karola to nie zachodzi. Niechętnie muszę przyznać, że Bukowski potrafił pisać całkiem zgrabnie. Borroughs, choć jakoś dużo lepiej nie pisał, to jednak w swoich tekstach nigdzie się nie wymądrzał i nikogo nie sądził. No i miał poczucie humoru, a to też ważne.
Nasi pisarze-degeneraci bardzo późno odnieśli sukcesy wydawnicze. Czy może inaczej, dość późno odnieśli skandale wydawnicze, bo liczba sprzedanych egzemplarzy nie była sukcesem. Wydanie 'Nagiego Lanczu' było możliwe dopiero po procesie przed amerykańskim sądem i nie będzie chyba przesadą twierdzić, że wyrok utorował drogę Bukowskiemu dwie dekady później.




'Kobiety' to powieść na poły autobiograficzna. Bohaterem jest alter-ego pisarza, Hank Chinasky, uznany pisarz i alkoholik. Fabuła jest dość ograniczona: do autora zgłaszają się kolejno fanki w różnym wieku i upodobaniach. Tak w zasadzie Bukowski-Chinaski opisuje tylko kogo pieprzył i w co. Poza tym znajdziemy tak kilka 'głębszych' jego przemyśleń i nic poza tym. Moja żona po przeczytaniu tej książki stwierdziła, że nic jej tak nie rozczarowało od czasów nocy poślubnej (to było dawno i ja się naprawdę poprawiłem od tamtego czasu).
Wiecie, gdyby książka była krótka, to może jeszcze by to jakoś przeszło, ale jeżeli przez 200 stron mam czytać o kolejnych idiotkach, które chcą się przespać ze śmierdzącym wódą dziadem, to dziękuję bardzo. Choć od czasów pamiętnej orgii jaką wyprawiłem wspólnie z Kongresem Kobiet trzymam się z dala od feministek ( a już na pewno nie staję do nich plecami), to poszedłbym z nimi na manifę przeciwko Czarliemu. W żadnej innej książce, nawet u de Sade kobiety nie były przedstawione tak przedmiotowo.
Nie przeczę, jestem wyjątkowo męski, szowinistyczny i muskularny, ale o dziwo ta książka nie trafiła w mój gust. Nie potrafię dokładnie wyjaśnić dlaczego; podejrzewam, że moja niechęć to po części wynik jakiegoś atawistycznego instynktu, czy może raczej odruchu, że jak ja nie mogę mieć jakiejś kobiety, to najlepiej, żeby nikt jej nie miał, a już na pewno nie taki menel jak Chinaski.
O właśnie, sama postać Chinaskiego jest przedstawiona w sposób odpychający. Wielki, zwalisty tłuścioch który nie zaznał w życiu mycia, a prano mu nie koszulę a mordę. Świetna partia, muszę go zapoznać z siostrą.


Skoro mamy już z głowy Zbokowskiego, to zajmijmy się tą drugą, lepszą pozycją.
Nagi Lancz, Nagi Lancz, ależ do było dla mnie odkrycie. Dlaczego sięgnąłem po tę akurat książkę?
Widzicie, mi nigdy nie dano wyboru. Nie było to też dziełem przypadku. Gdy lata temu byłem w bibliotece, to sam Pan Jezus zszedł powtórnie z Nieba, wrzucił mi ją ukradkiem do plecaka i zablokował bramki alarmowe przy wyjściu, przez co jedyny egzemplarz ze zbiorów mojego uniwersytetu (tfu!) znajduje się u mnie w kiblu, a nie na półce bibliotecznej.
Nigdy już jej kurwa nie odzyskacie!

Jak wiecie moja jedyną i bardzo drobną wadą jest to, że pozjadałem wszystkie rozumy i odgórnie zakładam, że nic mnie w życiu nie zdziwi, nawet gdyby w radiu podali, że na Marsie odkryto masło. 'Nagi lancz' zadziwił mnie jednak, i to bardzo. Twierdziłem wcześniej, że 'e tam, jak coś było kontrowersyjne w latach 50-tych to do dzisiaj zdążyło spowszechnieć'. To był duży błąd - gdy czytałem ją po raz pierwszy, byłem przerażony. Za trzecim razem już tylko się śmiałem i dobrze bawiłem, ale przyznaję, że ten pierwszy raz był bolesny.
Ja podołałem, lecz jestem wyjątkiem. Wielu moich znajomych brało się za tę książkę i każdy jeden z nich dawał za wygraną mówiąc, że takich bezeceństw nie sposób czytać. Może jestem bardziej spaczony niż inni, a może po prostu mało rzeczy mnie oburza, a dużo śmieszy.

Moi drodzy, zechciejcie mi wierzyć, 'Nagi lunch' jest naprawdę popierdolony. Pozwoliłem sobie na ten przydługi wstęp, bo wiedziałem, że opis fabuły nie zajmie mi długo. Nie ma bowiem w NL niczego, co można nazwać fabułą. Jest to zbitek luźnych scen czy obrazów, których nie łączą żadne związki przyczynowo-skutkowe (ten brak sensu może utrudniać lekturę - mózg z całych sił szuka śladów logiki i męczy się wielce). Powtarzają się niektóre wątki, niektóre postacie, jak William Lee - czyli sam Burroughs - ale odnosi się wrażenie, że czyta się czyjś sennik, a może dokładniej - ogląda czyjś sen. Owszem, jest naprawdę dużo śmiesznych scen, ale dominują opisy seksu z dziećmi czy trupami, które są tak wulgarne (te sceny), że brzydzę się je cytować.
Narkotykowe majaki pedała i zboczeńca - ten tytuł byłby adekwatny do treści.

Mimo wszystko NL uważam za jedną z najlepszych (TOP 5) książek, jakie przeczytałem. A dlaczego?
Po części dlatego, że jakoś mi żal Borroughsa. Niektóre fragmenty w tej naćpanej książce zdają się być pisane na trzeźwo, np:
'Popatrzcie na moje zaświnione spodnie, nie zmieniane od miesięcy... Mijają dni, nawleczone na długą krwawą nić w strzykawce... Zapominam o seksie, o ostrych przyjemnościach ciała: szare makowe widmo. Hiszpańscy chłopcy nazywają mnie El Hombre Invisible - Niewidzialny Człowiek.'
Ja widzę w tych fragmentach kogoś złamanego i proszącego może nawet nie o pomoc, a o współczucie.

Druga rzecz, która do tej książki mnie przekonała jest innej natury:
Czy zdarza się Wam, że podczas czytania książki jedno, zdawałoby się normalne zdanie uderza w Was tak strasznie mocno i na długo zostaje w głowie? Czy znacie to uczucie?
Może wyjaśnię to na przykładzie z innej książki, z 'Dzieci z dworca zoo':
Ta gówniara Christiane była na koncercie Bowiego (lubiem to) i podczas śpiewania 'Station to Station' padły słowa 'its too late' - zrobiły one na Ch. takie wrażenie (choć wcześniej znała tę piosenkę), że od razu musiała wciągnąć nosem trochę heroiny, przed którą wcześniej się wzbraniała.
No dobra, zły przykład. To nie tak, że niby nieznaczący fragment nakłania do narkomanii; ja do nosa nie wkładam niczego prócz palców. Chodzi o to, że pewne fragmenty książki są ' o Boziu, to o mnie, wezme se to do serca'.
Ja w NL miałem kilka takich fragmentów, mniejsza o to które to były (nie te pedofilskie!), bo Was mogłyby poruszyć zupełnie inne. Lub żadne, to kwestia indywidualna i jak najbardziej wpływa na ocenę książki (ale przejście zrobiłem!). Dla mnie NL jest znakomity, ale innym będzie się bardziej podobał Bukowski. Każda ocena jest podyktowana, w mniejszym czy większym stopniu, względami indywidualnymi, a jeżeli czytacie blogi z nadzieją na obiektywne recenzje, to macie w głowach nieźle najebane.


NL. góruje nad K. nie tylko w kategorii doznań artystycznych ;) Jest jeszcze jedna rzecz: Bukowski-Chinaski nie ma nic do przekazania. On w uleganiu swoim słabościom widział złoty środek i nirwanę w jednym. Swoją apatię i hedonizm starał się ubrać w mądre słówka i nadać im drugie dno. Wielu udało mu się oczarować, w końcu trochę fanów miał, ale taka bystrzacha jak ja od razu spostrzegła, że to po prostu wykolejeniec szukający wymówek dla swojego lenistwa.
William Lee, jak już się w książce pojawia, jest inny. On nie chce być ćpunem. Stara się rzucić, ale to ponad jego siły. A Bukowski, nawet gdyby miał drugą szansę, to i tak wybrałby picie (co sam przyznaje).
I choć Lee upadł jeszcze niżej niż Czarli, to on próbował, choć bezskutecznie, się zmienić. Porażka nie przynosi wstydu, jeżeli ktoś walczył, jeżeli potrafił wykrzesać odrobinę sił. Jak już iść na dno to z klasą, jak Makbet - 'dmij wichrze, wrzej toni, mam-li umierać, umrę z mieczem w dłoni'. Jeżeli ktoś poddaje się już na starcie - to o tobie, Bukowski! - to jest kompletnym zerem.

I Lancz i Kobiety to książki niejako z tej samej dyscypliny, ale z zupełnie innych lig. Borroughs stworzył dzieło wielopłaszczyznowe - trochę przerażające, ale i zabawne studium tego, co ma w głowie człek ciężko uzależniony, zaś Czarli... No cóż, on napisał, jak się parzył z wieśniarami. Jak widać głośna książka nie zawsze musi być dobra.

Ok, ok, dość tego wymądrzania się. Tak naprawdę to chciałem napisać recenzję 'Nagiego lanczu', ale musiałem go z czymś innym rozcieńczyć, żebyście nie pomyśleli, że jestem zupełnym świntuchem.
Za tydzień będzie coś normalniejszego.

ps. Teraz tak całkiem na poważnie:
Moja była dziewczyna powiedziała po próbie przeczytania NL, że nigdy nie poszłaby ze mną do łóżka, gdyby wiedziała jak pojebane rzeczy ja czytam.


Borroughs?

Ja zapomniałem, to jego ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

(Macie tu pełno tekstów, ale wszystkie som z 'Nagiego Lanczu'. Nie wypisuję kontrowersyjnych fragmentów, bo mi zamkną bloga, nie wyciągajcie więc pochopnych wniosków o tej książce.
Być może uważacie, że dla równowagi powinny się tu znaleźć i kawałki 'Kobiet', np. cycki (hehehe, ale żart), ale ta łajba ma jednego kapitana i będzie tak, jak ja chcę)

1.
Roy, ten stary czarnuch lubieżnie na mnie patrzy. Do licha, dostaję od tego gęsiej
skórki!
Nie martw się, słodziutka. Spalimy go.
Zróbcie to powoli, kochany. Rozbolała mnie przez niego głowa.
Więc spalili czarnucha, a facet wrócił z żoną do Texarkany, nie płacąc za benzynę. Stara Lou, która
prowadzi stację benzynową, mówiła o tym przez całą jesień:
Ci miastowi przyjeżdżają tutaj, palą czarnucha i nawet nie raczą zapłacić za
benzynę!

2.
Międzynarodowy playboy i nieszkodliwy kawalarz. To właśnie A. J.
wpuścił piranie do basenu lady Sutton-Smith, a podczas przyjęcia wydanego przez ambasadę
amerykańską z okazji Święta Niepodległości dolał do ponczu mieszaninę yage, haszyszu i
johimbiny, co doprowadziło do orgii. Kilka znanych osobistości — naturalnie Amerykanów
zmarło później ze wstydu. Śmierć ze wstydu to zjawisko znane tylko wśród indiańskiego
plemienia Kwakiutlów i Amerykanów — inni mówią po prostu: Zut alors albo: Son cosas de
la vida, albo: “Wyruchał mnie Allach Wszechmogący..."


3.
O winorośli tej opowiedział mi stary niemiecki poszukiwacz złota umierający na
uremię w Pasto w Kolumbii. Występuje ona jakoby w okolicach Putumayo. Nigdy jej nie
znalazłem. Zresztą niezbyt się starałem... Ten sam Niemiec mówił mi o wielkim koniku
polnym o nazwie xiucutil: “Jest tak silnym afrodyzjakiem, że człowiek umiera, jeśli
natychmiast po zetknięciu z nim nie przeleci kobiety. Widziałem Indian, którzy na widok
xiucutila biegali w kółko i bili konia".

4.
A. J. i jego świta wchodzą do nocnego lokalu w Nowym Jorku. A. J., w kraciastych
spodniach i kaszmirowej marynarce, prowadzi pawiana na złotym łańcuchu.
KIEROWNIK: Chwileczkę! Chwileczkę! Co to takiego?
A. J.: Mój ilyryjski pudelek. Przesympatyczne zwierzątko, obecnie bardzo modne.
Doda klasy pańskiej spelunce.
KIEROWNIK: Wygląda zupełnie jak pawian. Proszę zostawić go na zewnątrz.
CZŁONEK ŚWITY: Nie wie pan, kto to jest? To A. J., ostatni z wielkich utracjuszy.
KIEROWNIK: Niech zabiera swojego pawiana i niech utracjuszy się gdzie indziej.
A. J. zatrzymuje się przed innym klubem i zagląda do środka.
A. J.: Eleganckie pedały i stare cipy. Do licha, znaleźliśmy właściwe miejsce! Avanti,
ragazzi!
Wbija w podłogę złoty gwóźdź, uwiązuje pawiana, po czym prowadzi wytworną
konwersację ze swoją świt.
(...)
Kilku pedałów siedzących w pobliżu unosi głowy niczym zwierzęta, które zwietrzyły
niebezpieczeństwo. A. J. zrywa się na równe nogi z nieartykułowanym okrzykiem.
Ty czerwonodupcu! — wrzeszczy. — Ja cię nauczę srać na podłogę!...
Wyciąga z parasola bat i wali pawiana w tyłek. Małpa wrzeszczy i wyrywa złoty
gwóźdź. Wskakuje na sąsiedni stolik i włazi na starą kobietę, która pada na zawał.
A. J.: Przepraszam, szanowna pani. Dyscyplina przede wszystkim.

5.
Czy opowiadałem wam kiedyś, jak ja i Marv zapłaciliśmy dwóm chłopcom arabskim
sześćdziesiąt centów za pieprzenie się na naszych oczach?
Myślisz, że to zrobią? — pytam Marva.
Chyba tak. Są głodni — odpowiada.
Bardzo dobrze — mówię.
Czuję się trochę jak lubieżny staruch, ale Son cosas de
la vida, jak powiedział Sobera de la Flor, gdy policjanci aresztowali go za to, że rozwalił pewną cipę, zawiózł jej trupa do Bar-o-Motel i przeleciał...
Nie chciała dawać — rzekł. — Miałem tego dość.

6.
Oczywiście popełniłem w życiu kilka głupot, ale kto ich nie
popełnia? Kiedyś ja i anestezjolog wypiliśmy cały eter i pacjent wstał ze stołu; innym razem
oskarżono mnie o kradzież kokainy i uzupełnienie braku proszkiem do mycia ustępów. Tak
naprawdę zrobiła to Yioletta. Oczywiście musiałem ją osłaniać...
Na koniec wylali nas ze szpitala. Yioletta nie była naturalnie prawdziwą lekarką,
podobnie jak Browbeck; zakwestionowano nawet mój dyplom. Ale Yioletta znała się na
medycynie lepiej niż stu profesorów. Miała niesłychaną intuicję i poczucie obowiązku.
Siedziałem bezczynnie w swoim mieszkaniu, bez dyplomu. Czy powinienem zmienić
fach? Nie, mam medycynę we krwi. Utrzymałem pewność ręki, dokonując aborcji po
zaniżonych cenach w toaletach na stacjach metra. Upadłem tak nisko, że zaczepiałem
ciężarne kobiety na ulicach.

7.
Pechowy Leif jest wysokim, chudym Norwegiem z przepaską na oku i uniżonym
uśmiechem zastygłym na twarzy. Jego życie to pasmo nieudanych przedsięwzięć. Splajtował
jako hodowca żab, szynszyli, syjamskich ryb bojowych i perłopławów. Usiłował bez
powodzenia promować dwuosobowe trumny Gniazdko Kochanków, zmonopolizować rynek
prezerwatyw w okresie niedoboru gumy, prowadzić pocztowy burdel wysyłkowy i
opatentować penicylinę. Przegrał ogromne sumy w kasynach europejskich i na wyścigach
konnych w USA, stosując rujnujące systemy zakładów. Porażkom w interesach towarzyszył
straszliwy pech w życiu osobistym. Banda rozbestwionych marynarzy amerykańskich wybiła
mu w Brooklynie przednie zęby. Wypił kiedyś w Panamie litr nalewki opiumowej i zemdlał
w parku, po czym sępy wydziobały mu oko. Przez pięć dni tkwił uwięziony w windzie,
cierpiąc męki głodu narkotycznego, i przeżył atak biegunki, płynąc statkiem ukryty w
schowku na szczotki. Kiedyś zachorował w Kairze na zapalenie otrzewnej; szpital okazał się
tak przepełniony, że Leifa umieszczono w toalecie. Grecki chirurg zaszył w nim podczas
operacji żywą małpę, po czym nieszczęsnego pacjenta zgwałcili zbiorowo arabscy
sanitariusze. Pewnego razu dostał syfa w tyłku i angielski lekarz wyleczył go
lewatywą z wrzącego kwasu siarkowego; kiedy indziej lekarz niemiecki, zwolennik tak
zwanej “medycyny technicznej", usunął mu wyrostek robaczkowy zardzewiałym
otwieraczem do konserw i nożycami do cięcia blachy (uważał teorię bakteryjnego
pochodzenia chorób za absurd). Zadowolony z sukcesu, wyciął Leifowi prawie wszystkie
narządy wewnętrzne. “Ciało ludzkie jest pełne niepotrzebnych części. Po co od razu dwie
nerki? Wystarczy jedna... Organy nie powinny być tak ściśnięte. Potrzebują Lebensraumu,
podobnie jak Vaterland".

8.
Jedyny rodowity mieszkaniec Interzone, który nie jest pedałem, to szofer Andrew
Keifa. Keif traktuje to jako użyteczny pretekst, by móc zerwać stosunki z każdym, z kim nie
ma ochoty się widywać: “Zeszłego wieczoru próbowałeś uwieść Aracknida. Nie pokazuj się
więcej w moim domu". Mieszkańcom Interzone zawsze urywa się wieczorem film i nikt
nigdy nie może być pewien, że nie usiłował uwieść mało apetycznego Aracknida.
Aracknid to kiepski szofer, ledwo umie prowadzić. Pewnego razu przejechał ciężarną
góralkę z ładunkiem węgla drzewnego na plecach; poroniła na ulicy zakrwawione niemowlę.
Keif siedział na krawężniku, mieszając krew patykiem, gdy tymczasem policjanci
przesłuchiwali Aracknida i w końcu aresztowali góralkę za naruszanie przepisów sanitarnych.

9.
Mary przypina gumowy penis.
Stalowy Dan Trzy z Jokohamy — mówi, gładząc go. Przez pokój tryska białe
mleko.
Niech mleko będzie pasteryzowane. Nie chcę, żebyś mnie zaraziła jakąś okropną
krowią chorobą, na przykład pryszczycą...
W Chicago, kiedy byłam Liz Transwestytą, zajmowałam się dezynsekcją.
Zalecałam się do ładnych chłopców, bo czułam dreszczyk emocji, gdy mnie bito jako
mężczyznę. Później złapałam jednego z nich, obezwładniłam naddźwiękowym judo, którego
nauczyłam się od starego mnicha zen lesbizmu. Związałam chłopaka, zdarłam z niego
brzytwą ubranie i wyruchałam Stalowym Danem Jeden. Tak się cieszył, że go nie
wykastrowałam, że piszczał z rozkoszy.
Stalowego Dana Jeden zmiażdżyła ciota z Madras. Najmocniejszy uchwyt waginalny,
jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Mogła sprasować ołowianą rurkę. Była to zresztą jej
ulubiona sztuczka.

10.
Fantastyczna historia o piętnastolatku z Los Angeles. Ojciec doszedł do wniosku,
że powinien zerżnąć po raz pierwszy jakąś babę. Chłopiec leży na trawniku czytając komiks,
a ojciec wychodzi z domu i powiada: “Masz dwadzieścia dolarów, synu. Chcę, żebyś poszedł
do dobrej kurwy i zerżnął jej dupę". Jadą do burdelu, a ojciec mówi: “W porządku, synu.
Reszta należy do ciebie. Zadzwoń do drzwi, a jak otworzy je kobieta, wyciągnij dwadzieścia
dolarów i powiedz, że chcesz jej zerżnąć dupę". “W porządku, tato". Po kwadransie chłopiec
wychodzi. “No i jak, synu, zerżnąłeś jej dupę?" “Tak. Ta rura otworzyła drzwi, a ja
powiedziałem, że chcę jej zerżnąć dupę, i wcisnąłem do łapy dwudziestaka. Poszliśmy do
mieszkania; rozebrała się. Otworzyłem nóż sprężynowy i zerżnąłem jej kawał dupy, a ona
zaczęła wyć jak krowa. Musiałem ją uciszyć raz na zawsze".

11.
Doktor Parker strzela sobie heroinę na zapleczu apteki: dwieście miligramów.
Zawsze jest wiosna — mruczy.

12.
O wpół do pierwszej lekarz wyszedł na ostrygi. Wrócił o drugiej i dobrodusznie poklepał powieszonego po plecach.
Co takiego!? Jeszcze pan żyje?! Muszę pana pociągnąć za nogi! Cha-cha! Nie
mogę pozwolić, żeby się pan dusił w tym tempie: dostałbym naganę od prezydenta. Gdyby
karawan zabrał pana żywego, byłaby to prawdziwa hańba. Jaja by mi odpadły ze wstydu;
zostałbym uznany za dupę wołową. Raz! Dwa! Trzy! Ciągniemy!"

10 komentarzy:

  1. Po Twojej recenzji to "Nagi Lunch" faktycznie jakby nieco był ciekawszy od "Kobiet", choć może to tylko efekt Twojego pozytywnego nastawienia do tej książki i tych osobistych fragmentów. Wierzę Ci na słowo, bo nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała ochotę to sama sprawdzić (choć poukładana jestem tylko od a do k póki co). I mam dziwne wrażenie, że to brak logicznej fabuły bardziej mnie zniechęca do "Lunchu" niż nawet ta tematyka - jak miałabym się przez takie coś przedzierać, to niech to chociaż ma jakiś sens.

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, krytyków twierdzi, że to (nl) jedna z najlepszych książek tamtego wieku, ale jakoś nikt się o nią nie bije w księgarniach. Nie ma w niej na szczęście takiego słowotoku jak w 'tęczy sręczy grawitacji' czy innych eksperymentalnych (pfff) powieści. Za którymś razem czyta się ją naprawdę świetnie i warto się pomęczyć z początku :)
    A kobiety naprawdę są nudne - może nawet bardziej niż mój blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz co jest zabawnego? Jakoś tak na swój sposób zachęciłeś mnie do tej książki - może nie polecę od razu do księgarni/biblioteki, ale gdzieś tam będę miała ją w tyle głowy - może doczeka się właściwego momentu, kto wie? Intrygująca. jak Twój sposób pisania - pomyślałam, że nawet stosujesz podobną technikę, formą i stylem odwracasz uwagę od przemycanych myśli. Tak, popadam w teorie spiskowe ;)
      A to Cię jakiś pesymizm nawiedził, uważasz swój blog za nudny?

      Usuń
  3. Jeżeli czas nadejdzie, to bierz się za nią. Jeżeli przebijesz się przez Pierwsze Czytanie to kto wie, może nawet ją docenisz :)
    Tak, zrzynam trochę z NL, jestem niezbyt twórczy ale za to bardzo odtwórczy ;)
    Pesymizmuję zaś, bo już kilka miesięcy tu piszę a nie dostałem jeszcze nagrody za blog tysiąclecia. Zupełnie tego nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj przydeptujesz mi ambicję ;)
      Skromniś się znalazł!
      To piszesz dla nagród, a nie dla idei?! O ja naiwna! A tak szczerze Ci z tych błękitnych oczu patrzyło!!! ...A brak nagrody za blog tysiąclecia można łatwo wytłumaczyć: nie chcieli Cię obrażać niegodną nagrodą, ograniczać do jednego tysiąclecia :)

      Usuń
  4. Nie dość, że skromny, to jeszcze dżentelmen i pracuś :)
    Nie no, piszę by kaganek oświaty nosić jak michael jackson przede mną. Chyba masz rację, oni pewnie nie chcą mnie obrażać, ale nagrodę i tak bym wziął, choć z łaski.
    ps. popadasz w spiskowe paranoje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyy... Jackson?
      Widzę, że nie obca ci zasada "jak dają to się bierze, jak biją to ucieka" ;)
      Jak już to teorie spiskowe, pocieszam się, że do paranoi to mam jeszcze kilka przystanków :)

      Usuń
  5. Ja bym powiedział, że to tylko kilka przystanków ;) Ale nie łam się, ponoć można z tym żyć. A gdybyś potrzebowała lekarstwa, to Borroughs wspominał, że pośród heroinistów nie pojawia się schizofrenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku z rozpędu przeczytałam "pośród hedonistów", a potem zorientowałam się w błędzie i uśmiech mi klapnął w podkówkę ;)

      Usuń
  6. Nie smuć się tak bardzo, heroinista to taki mały hedonista :)

    OdpowiedzUsuń