niedziela, 19 stycznia 2014

Hrabal - 'Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych' - czyli dla mnie



Dziś będzie o Bohumilu 'Bohunie' Hrabalu. Będzie też krótko. Mógłbym oczywiście rozpisać się na 3 strony, ale kto to widział, żeby recenzja była dłuższa niż sama książka?

Nie wiem, czy wypada się tym chwalić, ale przeczytałem dotąd dwie książki Chrobala. Pierwszą była 'Zbyt Głośna Samotność' która była tak przygnębiająca, że odsunęła mnie od dzielnego Czecha na długi czas. Nie była to zła książka, o nie, jedno dobre pióro łatwo rozpozna drugie. (jasne, mogę być skromny ale wolę być szczery ;)
Wiało od 'Samotności' taką beznadzieją, że bałem się, coby nie zarazić się depresją.
Od tamtego czasu obiecałem dać sobie porządnie w mordę jeżeli jeszcze raz po jego książki sięgnę. No cóż, stało się jak się stało ale nie będę przecież bił okularnika.
Z początku chciałem przeczytać tylko jedno zdanie i ładnie się wpakowałem, 'Lekcje tańca' składają się bowiem tylko z jednego zdania. Całkiem sprytnie, jak na Czecha.


Nim przystąpię do właściwej części recenzji muszę Was przestrzec: Nie czytajcie tej książki publicznie. Będziecie się histerycznie śmiali i postronni pomyślą sobie o Was jeszcze gorzej niż ja.
'Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych' są chyba najzabawniejszą książką jaką miałem dotąd w łapach, a trzymałem m.in. moją książeczkę oszczędnościową.
Za fabułę robi opowiastka jakiegoś podstarzałego wiejskiego przygłupa który próbuje bajerować niewinne panienki, tu o senniku coś pieprzy, tu o Austro-Węgrzech, tu o wojnie. To trochę strumień świadomości, ale nie w takim rwanym wydaniu jak u Faulkner'a czy Joyce'a, za 'Lekcjami' idzie nadążyć. Bohun zapierdala po tych tematach sprytnie je łącząc, jedna anegdota goni drugą. Wszystko to jest tak zabawne, że myślałem, że oto przyjdzie mi zdechnąć ze śmiechu.
Ale ale, to nie jest humor jak z American Pie! Ten wiejski głupek-narrator nie jest jednak taki głupi jakim się jawi być na pierwszy rzut oka. Jego historyjki są równie śmieszne, co ironiczne. Wyśmiewa w nich konwenanse, zakłamanie i pozoranctwo, czy to w sprawach kościelnych, państwowych czy prywatnych. Brawurowy tekst pełen zawoalowanych aluzji. Podejrzewam, że z Bochómila był nawet łebski facet.

'Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych' nadają się nie tylko dla starszych i zaawansowanych. Świetna i lekka książka dla każdego. Ma też jeszcze jedną zaletę której nie można lekceważyć – jest krótka. Takiego np. 'Wojaka Szwejka' to 'Lekcje' biją na głowę i jeszcze skaczą po truchle.
Brawa się należą tłumaczowi od czeskiego bo chyba trudno taką rzecz było przełożyć. Albo dla Czechów za to, że sobie wymyślili język tak podobny do naszego (jeżeli nie było problemu z tłumaczeniem). I jeszcze jedno: Jeśli jeszcze nie wiecie to lejtmotywem wszystkich czeskich książek jest piwo. Czy oni nie potrafią choć na chwilę przestać myśleć o piciu? A mówią, że to Polaki są chlory i moczymordy.



Ja zapomniałem, to jego ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

1. a właśnie diabli nadali jarmark i na placu targowym jakaś baba jadła pasztetówkę i wybiegł pies doktora, i kłapnął babie tę pasztetówkę razem z wargą, doktor musiał więc nie tylko odkupić babie tę pasztetówkę, lecz także przyszyć wargę, bo baba przybiegła z płaczem; ludzie byli wówczas w stosunku do kobiet pełni galanterii

2. a kiedy piekarz idzie się odlać, to musi się potem umyć, podczas gdy w zawodzie szewca można sobie nawet dłubać w nosie, a taki rzeźnik to także musi dbać o higienę: w naszym plutonie był rzeźnik Kocurek Mirosław, bolał go palec, więc go sobie zabandażował, a kiedy przygotowywał nadzienie do serdelków, to mu się bandaż zesunął i wpadł do nadzienia, rzeźnik miał jednak nadzieję, że ten serdelek z bandażem dostanie się jakiemuś żołnierzowi, więc się o bandaż wcale nie martwił, ale, moje panny – cóż za niespodzianka! - serdelka dostał właśnie jego stabsarzt, oto rozkroił trzeci serdelek i unosi do ust, a tu bandaż, lekarz zwymiotował, a Kocurka Mirosława od razu posłał na front, ale ten rzeźnik zamiast tam chwalebnie polec, wprost przeciwnie: odznaczył się i dostał ordery za waleczność;

3. pewien żołnierz dostał sraczki od wody, sraczki, czyli diare, znakomitą mam jeszcze pamięć, nieprawdaż, moje panienki? i siedział ten żołnierz z pasem na karku w rowie, a tu generał Żeligowski zeskakuje z koni i krzyczy: ach, cóż to za wojsko, same sraluchy, kurwy zasrane!

4 komentarze:

  1. Nie wiem dlaczego, ale czeskie poczucie humoru zawsze wydawało mi się zbyt abstrakcyjne (choć niby gustuję w abstrakcji), żeby się w nim zagłębiać. Ale przyznaję, że cytowane fragmenty są sympatyczne. Jak soliter cioci Polci u Nepomuckiej.
    Czy rysunek wielorypa nawiązuje jakoś do książki, czy został dołączony do wpisu na zasadzie "nie mam nic na temat Hrabala, to wrzucę wielorypa, i tak nikt się nie pozna, bo nikt tego nie czyta"? ;) Już nie mówiąc, że ten wieloryp wygląda, jak zżynka z Tadeusza Baranowskiego! Dokładnie mówiąc z "Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa".

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodki Jezu! Komentarz! Czyżby gwiazdka przyszła wcześniej? Rysunek wieloryba dałem dlatego, że tak akurat chciałem. Przy okazji sprostuję, to nie ja zżynałem z Baranowskiego tylko on ze mnie. Znajdę go i połamię mu za to kredki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Waham się, czy odpisywać, bo jeszcze komuś sodówka do głowy uderzy, ale sprostowanie po prostu wymaga sprostowania: to nie spóźniony Gwiazdor, tylko Zajączek Wielkanocny, co wyrwał się przed szereg :)
      PS Stu milionów komentarzy życzę, będą się ładnie komponowały z liczbą wyświetleń bloga ;)

      Usuń
  3. O, mniam, mniam, lubię zajączki

    OdpowiedzUsuń