Czy widzieliście kiedyś
na murach podłych dzielnic napisy 'JP na 100%' ? To logo widnieje na
bluzach najgorszych osiedlowych drechów (Babciu, bez obrazy!) i
raperów z półświatka.
A czy nie jest
powszechnie wiadomym, że na każdej plebani, we Watykanie u
Papieżyka i nawet w samym Niebie, czy nie ma tam fanatyków z
pokolenia JP II?
Kim jest ten tajemniczy,
nieuchwytny JP który tak rozpala głowy zbuntowanej młodzieży? Ja
wiem to i pozwólcie, że tą wiedzą się z Wami podzielę.
Aktor Jean-Paul Belmondo
to facet wyjątkowo przystojny i bardzo popularny. Chodzi jednak o
innego Jean-Paula - o Sartre'a, który za życia był jego dokładny
przeciwieństwem – brzydkim jak noc i lubianym jak syfilis.
Ja, jako człek
uprzedzony do wszystkiego co chodzi i pełza z początku krzywym
okiem patrzyłem na 'Słowa'. Bałem się bowiem, że podobnie jak
'Tako rzecze Zaratustra' będzie nudne, naciągane i ogólnie całkiem
do Niczego. (Owacja na stojąco za dowcip!)
Sam Jean-Paul nie pomagał
mi się przełamać, cały ten trudny do przyjęcia egzystencjalizm,
wolna miłość (fuj!) i odpychająca fizjonomia. Pamiętam tą jego
pochmurną twarz pogardliwie patrzącą z czarno-białego zdjęcia.
Sartre – ten, który wzgardził nagrodą Nobla. Ten, którego
książki wywoływały zamieszki na ulicach. Ten, którego algierscy
terroryści próbowali zamordować.
Koleś był tak
znienawidzony, że wspomniał o nim nawet Forsythe w thrillerze
'Dzień Szakala' (cytuję ze łba: a jak już zajmiemy się de
Gaullem to Sartre pójdzie wisieć).
Cóż sobie można
pomyśleć widząc takie CV? Że to jakiś arogancki megaloman i ta
jego autobiografia to pewnie pean na własną cześć.
I co? Ano okazało się,
że ten filozof o surowym spojrzeniu to koleś obdarzony niesamowitym
poczuciem humoru i inteligencją. Ba, jak na filozofa, to nawet
wielką inteligencją.
Jeżeli ktoś
rzeczywiście weźmie się za 'Słowa' to już na starcie czeka go
zaskoczenie, znaczy czekałoby, bo oto nadchodzą małe spojlery.
Nazwanie tej książki autobiografią uważam za przesadę. Od biedy
można zaszpanować terminem bildungsroman ale i on nie będzie
dokładny. Opowieść o swoim życiu Sartre zaczyna bowiem
od wydarzeń mających miejsce kilkadziesiąt lat (sic!) przed swoimi narodzinami; śledzi wpierw
losy swoich pradziadków, dziadków i rodziców (nawet nie
wiedziałem, że człowiek ma aż tylu przodków!). O dziwo, ten
wybieg pomaga zrozumieć specyfikę domu w jakim łaskawie przyszedł
wreszcie na świat – a kazał on na siebie czekać ze sto stron.
Jeszcze dziwniejszym jest fakt, że książka kończy się, gdy
główny bohater ma lat sześć. Nie ma więc w 'Słowach' żadnych
romansów, nie ma nic o Simone de Beauvoir ani też o najbardziej
burzliwych wydarzeniach z jego życia. Dowiemy się za to, że
przebierano go za dziewczynkę, że jego matka miała ze sobą kilka
problemów i że był tak niesłychanie brzydki, że kwiatki więdły
i lustra pękały w promieniu 100 metrów od kołyski. Raz
skomplementowałem moją żonę pokazując jej zdjęcie Jot-Pe
mówiąc, że jednak to nie ona jest najohydniejszą istotą na
świecie. Tak się ucieszyła, że przez tydzień musiałem spać na
dworcu i stołować się w śmietniku.
Sartre nie tylko wspomina
ale też analizuje to, co się wydarzyło – Potrafi dociec dlaczego
musiał nosić sukienki i długie włosy (ja bym jeszcze worek mu na
łbie kazał nosić), dostrzega też jaki wpływ miało to na jego
osobowość. Nie będzie nadużyciem jeżeli powiem, że on niejako
sam na sobie przeprowadził psychoanalizę. Te kilka pierwszych lat w
odczuciu Sartra ukształtowały go na najmocniej, te z pozoru błahe
decyzje opiekunów i losowe zdarzenia. Wszystkie późniejsze jego
wybory i dokonania miały być wypadkową tego, czego doświadczył
we wczesnej młodości. Czy to nie trąci Emilkiem Zolą?
Wiem, że z mojego opisu
wychodzi, że książka jest śmiertelnie nuda, co w końcu może być
ciekawego w przygodach sześciolatka; to nawet Harry Potter zaczął
wojować od lat jedenastu. Nie martwcie się jednak na zapas, może i
Sartrowi brakowało kilku centymetrów (ale wzrostu, świntuchy!) ale
na pewno nie polotu i przenikliwości. Jak już brał do ręki pióro
to nie było opierdalania się. Zdaniom wielokrotnie złożonym i
ostrej ironii to się nasz JP nie kłaniał. Dowcip też miał
przedni, jak wbił szpilę to koniec. On był z tych którzy potrafią
tak zmieszać człowieka z gównem, że nawet dzieci się go wyprą i
własny pies również.
Sartre jako młody
człowiek uchodził za zdolnego i obiecującego (mówiono, że będzie
wielkim pisarzem, a jeżeli nie to chociaż w objazdowym cyrku
dziwolągów go zatrudnią). Gdy jednak wszedł w dorosłość
zdawało się, że były to oczekiwania na wyrost, że się
zmarnował. Minęło wiele lat nim przezwyciężył swoje demony i
zaczął pisać:
Oczekiwano mojego
dzieła, którego tom pierwszy mimo gorliwych moich wysiłków nie
ukaże się przed rokiem 1935. Gdzieś tak w roku 1930 ludzie zaczną
się niecierpliwić, powiadać między sobą: „Ależ ten facet się
guzdrze! Już dwadzieścia pięć lat żywimy go za nieróbstwo!
Czyżbyśmy mieli wyzdychać nie przeczytawszy jego książek?"
Odpowiadałem im swoim głosem z roku 1913: „E, dajcie mi czas
pracować!"
(Uwielbiam takich late
bloomerów, nawet mi dają nadzieję)
Aha, zapomniałem
powiedzieć, że Żał-Pol z zawodu był filozofem więc siłą
rzeczy jego głębsze przemyślenia znaleźć można w treści.
Wplecione są jednak bardzo zgrabnie w zabawną i lekką historię
jego dzieciństwa, nudy i mędrkowania czytelnik nie uświadczy. A
jesli ktoś będzie chciał trochę pomyśleć to i będzie miał nad
czym. Po prostu dobra książka z drugim dnem, zacna ona jest i
godna.
No ale jeżeli Wam,
barany, się 'Słowa' nie spodobają to przynajmniej dowiecie się jak
stosować średniki. Jest ich tam bowiem w chuj i jeszcze trochę.
Jean-Paul Sartre - dla mnie ma stajla;
Ja zapomniałem, to jego
ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze
kawałki z niego!
1. Bystrą tę i
kostyczną, lecz zimną kobietę cechował sposób myślenia prosty i
niepoczciwy, ponieważ jej męża cechował sposób myślenia
poczciwy i kręty; wątpiła o wszystkim, ponieważ był kłamliwy i
łatwowierny: „Utrzymują, że ziemia się kręci; a cóż oni mogą
o tym wiedzieć?"
2. Nauczono ją nudzić
się, trzymać się prosto i szyć. Miała talenty – uznano, że
będzie w dobrym tonie zostawić je odłogiem; była urodziwa –
postarano się ukryć to przed nią. Mieszczanie ci skromni i dumni
sądzili, że uroda jest powyżej ich środków a poniżej ich stanu
– godzili się z nią u hrabin i kurew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz