'Doktorze, lecz się sam' to mniej
znana książka tego znanego kolesia od 'Mechanicznej Pomarańczy',
Anthony Burgess'a. Większość kojarzy go, jesli w ogóle kojarzy,
właśnie przez film Kubricka - ten z gołymi cycami i biciem
starców. Film lubili wszyscy, poza Burgessem, który w świadomości
mas stał się nagle gwiazdą jednego przeboju. Bolało go to tym
bardziej, że był to jednak pisarz ceniony przez krytyków i prawie
tak płodny jak ma bratowa, zwana pieszczotliwie Maciorą. Inną jego
bolączką było to, że pomimo niewątpliwych sukesów na rynkach
zachodnich w Polsce niespecjalnie chciano go czytać. Słyszałem
plotkę, że popełnił samobójstwo celowo zarażając się rakiem
płuc, gdy dowiedział się, że w Kraju Przywiślańskim nie
przetłumaczono całej jego bibliografii. Nie wiem, czy ta informacja
jest prawdziwa, moje źródło nie miało na sobie spodni i było na
kwasie. Jak było naprawdę wie tylko Bóg i wróżbita Maciej, a ja
Wam dziś przybliżę rzeczonego już 'Doktora'. Jestem przekonany, że
ta pozycja Wam się spodoba i, że polubicie głównego bohatera,
sympatycznego doktora Edwina Spindrift'a. Macie w końcu z nim tyle
wspólnego: Spindrift też cierpiał na spore problemy z potencją,
a jego żona się puszczała.
'DLsS' to pozycja całkiem ciekawa i
wręcz unikatowa; na pewno nie jest tym, czym się z początku (i ze
środka) wydaje być. Jest dość surrealistyczna, ale tego dowiecie
się dopiero z ostatnich jej stron. Ok, surrealistyczna to za mocne
określenie, ale Polska to kraj ubogi i brak nam, niestety,
odpowiednika słowa 'daydream' (no bo skoro ja, ja go nie znam, to
znaczy, że takiego nie ma).
Fabuła 'Dochtora' jest częściowo
oparta na wątkach autobiograficznych, mam na to twarde dowody:
1. Dr Spindrift nabawił się guza
mózgu, co spotkało i samego Burgessa. Niemiła ta dolegliwość
ponoć dotyka najczęściej tych, którzy zbyt dużo myślą.
Przynajmniej tego jednego nie musicie się więc obawiać.
2. Spindrift - Burgess, musiał wracać
z wykładów z Indochin do Londynu by poddać się kuracji; od pobytu
w szpitalu zaczyna się właśnie ta historia. O ile w przypadku
Burgess'a efektem ubocznym hospitalizacji była wzmożona inwencja
twórcza (napisał ze 4 książki w dzień, czy może w miesiąc, nie
pamiętam) to już Spindrifta czekało coś zgoła innego.
3. Tak mówi wikipedia.
Imponujący research zrobiłem, musicie
przyznać. Miło jest choć raz być przygotowanym i nie musieć
ściemniać w recenzjach.
Akcja książki rozwija się powoli i
niewinnie; męczące badania i nieregularne odwiedziny.
Podejrzewając, że przyczyną tych coraz rzadszych odwiedzin żony
może być jej niewierność, Spindrift ucieka ze szpitala w samych
klapkach, by na podstawie strzępków informacji odnaleźć swoją
połowicę.
Od tego momentu zaczyna się o niebo
ciekawsza część książki. Doktorek, bez dokumentów i pieniędzy
trafia prosto do najpodlejszej części powojennego Londynu. Meliny,
cwaniaczki, lewy alkohol, brudne rynsztoki i tanie dziwki. Ogólnie
niewesoło, za wyjątkiem tych dziwek. Te Londyńskie slumsy to nic
innego jak anglojęzyczna wersja Pragi, z brzydotą której może
konkurować jedynie Wałbrzych i 'smutna jak pizda' Piła. Mówiąc o
Pradze chodzi mi o tą naszą, warszawską, a nie o czeską podróbę.
Jak możecie sobie wyobrazić na Spindriftcie, bywającym na co dzień
w akademicko-oksfordzkich sferach, ta część miasta wywołała duże
wrażenie. Jego kompanami tym w nowym, wspaniałym świecie zostaną
żydowscy bliźniacy: Leo i Harry Potter. Oj, nie Potter tylko Stone.
Hmmm, Stone; nazwisko jak dla prawdziwego twardziela, pasowałoby mi.
Całe wesołe trio czeka na drodze do
upragnionych celów (nie celu) wiele przygód śmiesznych i
tragicznych pospołu. Nie będę streszczał Wam dalszych losów
doktora i spółki, lepiej od razu przeczytajcie całość.
Same postacie, jakie staną na drodze
Edka wywołują uśmiech na twarzy i drżenie w lędźwiach. Choćby
gruba Renate, partnerka któregoś ze Stone'ów. Za dnia handluje
dupami swoich córek a w nocy przepuszcza utarg na swój ulubiony
drink, tj. Doppel gin. Albo 'Ippo, handlujący kradzionymi zegarkami.
Albo Bezlitosny Bob, co twierdzi, że zna Kąta, Berrrkleja i innych
filozofów a ponadto lubi być biczowanym.
Wprawny czytelnik, tj. taki, który
wychował się na blokowisku i na hip-hopie dostrzeże, że nie są
to ludzie z gruntu źli; oni są niejako wtórnie źli, będąc
jedynie ofiarami niekorzystnego losu. Mało kto ma w sobie dość sił
i chęci, by z losem próbować walczyć i starać się coś w swoim
życiu zmienić, większość płynie z prądem. Nie zawsze
oczywiście ślepy przypadek prowadzi na dno, czasem rozdaje dobre
karty. Na przykład mój sąsiad; jest świetnie prosperującym
dilerem, monopolistą wręcz na kilku ulicach, ale nie osiągną tego
ciężką pracą tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności; jakiś
frajer i konfident bowiem doniósł na wszystkich dilerów z dzielni
prócz niego (sprawiedliwość i jego dopadnie jeśli nie da mi
większego kredytu).
Większość innych jednak zbiegi
okoliczności i przypadek wpędza w nędzę i beznadzieję, skąd
jeden krok do kradzieży czy prostytucji, a tym właśnie trudni się
większość z bohaterów 'Doktora'.
Aha, mało co żem nie zapomniał!
Jeszcze jednym czynnikiem śmiechogennym jest konstrukcja zdań.
Wiem, wiem, nie możecie uwierzyć, że to może być choć trochę
zabawne; też bym tak twierdził, gdybym był głębem1
(no,no, nie udawajcie urażonych, mamusia przecież jeszcze gorzej do
Was mówi), więc się nie przejmujcie i czytajcie dalej.
Burgess był nie lada lingwistą, nawet
doktorem od tej przypadłości. Podczas pobytu w Leningradzie (dziś
przemianowanym na Moskwę) opanował podstawy języka rosyjskiego i
zmieszał go z angielskim tworząc dziwaczny żargon z 'Mechanicznej
Pomarańczy'. W 'Doktorze' starał się kupić czytelników innym
trickiem - szykiem idiomatycznym. Ponieważ Renate była Niemką a
bracia Stone, jako Żydzi, znali jidysz (wywodzący się z
niemieckiego) to wiele kwestii wypowiadanych przez tych bohaterów
jest w dziwacznym przestawionym szyku, do tego z niemieckimi
naleciałościami. Zerknijta na dół, zraz będą fragmenty od Mery,
zobaczycie jak świetne rezultaty to dało.
Na koniec pochwalić wypada tłumacza,
nie stał on przed łatwym zadaniem. Często jest tak, że dużo z
książki się traci przez nieprzetłumaczalne gry słów. Czytałem
'DLsS' i w oryginale i naprawdę z przekładem świetnie sobie
poradzono. Wyszło lepiej, niż gdyby to robił Google Translate, ale
gorzej, niż gdybym to robił ja. No, ale czego jednak ja dobrze nie
robię?
Burgess?
Ja zapomniałem, to jego ta
powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze
kawałki z niego!
1.
-Doppel gin - powtórzyła jego
partnerka.
Jeśli zamierzacie wykorzystać moją
łysą głowę - powiedział niezupełnie już trzeźwy Edwin - żeby
zapewnić tej kobiecie niewyczerpane morze podwójnych ginów, to
lepiej wymyślcie coś innego.
-Phi! - parsknął Harry Stone. - Tej
kobiecie nie dogodzi cały piniądz świata. Ta forsa, co ty ją
wygrasz, to dla jej co kot naszczał, nawet nie warta wzmiankę.
Tobie potrzeba mieć majątek, żeby jej nastarczyć gin.
2.
-Płać, mój drogi - powiedziała
Renate. - Resztę przyniosę ja, kiedy jeść kończę ja. - Edwin,
któremu udzieliła się panika Harry'ego, rzucił zmiętego funta na
stół i wybiegł na ulicę. - O, są tam - powiedział Harry Stone.
- Na końcu ulicy. Ty nie biegnij. Ty idź spokojnie, jakby ty byłeś
prawdziwy perfeser.
-Przecież jestem!
-Nie kłóć się. To był pieprzony
pomysł Lea. Z tym klubem. Gdyby sam Jezus Chrystus prowadził klubu,
on nie cierpiałby większe męki.
3.
-Ach, Żyd - rzekła głośno Renate. -
Żydowska świnia. Tłuszcz z żydowskiej świni tuczyć ma germański
kraj. Inaczej niedobrze.
- Cofnij to - rzekł Leo Stone,
podchodząc bliżej. - odszczekaj to bluźnierstwo, albo poderżnę
ci gardło tym kuchennym nożem. - w oczach Renate pojawił się
strach. - no już - powtórzył Leo Stone chwytając ją za klapy
płaszcza - odszczekaj to wszystko.
- Żydowski świniopies - nie poddawała
się Renate. - Mydło z Żydów do szorowanie domu dla świń dobre
jest.
- Jedyni porządni ludzie, jakich
mieliście w Niemczech , to Żydzi, zgadza się? - rzekł Leo Stone z
twarzą płonącą zadawnioną nienawiścią swej rasy.
- Nie, nie, Żydy świnie - rzęziła
Renate. Palce Lea zaciskały się na jej szyi. - Tak, tak, Żydy
bardzo porządne, bardzo dobre są. Przestań teraz ty żydowska
świnio. Żydy bardzo dobre.
- Ty - zwrócił się Leo do Edwina z
ogniem w oczach. - Ty jesteś człowiek wykształcony. Jacy byli
wielcy niemieccy ludzie? Pisarze i tak dalej?
(...)
- No cóż - rzekł Edwin - był
Goethe, Schiller i Heine. I jeszcze Kotzebue i Wagner i Schumann.
Nietzsche, Kant, Schopenhauer i Beethoveen. Hans Sachs i Marcin
Luter.
- I oni wszyscy byli Żydami, może
nie? - zapytał groźnie Leo Stone. - Każdy jeden z tych niemieckich
skurwysynów był Żydem. Powiedz, suko, że tak, albo cię załatwię.
- Nie, nie - powiedziała Renate. -
Tak, tak - poprawiła się pośpiesznie. Wszystkie Żydy. I Hitler,
ta wstrętna, pieprzona świnia. On też Żyd.
4.
(pies Stone'ów wabi się Czarnuch)
- Czarnuch! Czarnuch!
Pech chciał, że akurat w tym momencie
trzech prawdziwych Murzynów z Karaibów postanowiło wyjść ze
swego zatłoczonego uchodźcami domy; ledwie znaleźli się na ulicy,
ujrzeli białego, który stał na środku chodnika i bez żadnej
widocznej przyczyny miotał pod ich adresem obelgi:
-Czarnuch! Chodź tu, ty głupi
sukinsynu!
(...)
Obok Leo Stone tłumaczył się,
zaszokowany i szczerze skruszony, że on po prostu wołał tylko psa,
który wabi się Czarnuch ze względu na maść. Nie zabrzmiało to
jednak dobrze. Słuchajcie - klarował - udowodnię wam, że mówię
prawdę. Zawołam go jeszcze raz. O widzicie, jest tam. - I tu
zdesperowany Leo raz jeszcze wykrzyknął co sił w płucach
nienawistne imię. Ale Czarnuch nie zareagował; obejrzał się
tylko z miną winowajcy i podkulił ogon - piesek miły, lecz niezbyt
rozgarnięty.
Ps. Z
cytatów można odnieść wrażenie, że autor był naziolem, nie ma
to jednak żadnych dowodów. Chociaż z drugiej strony... on się
przecież nazywa Burgess. Rozumiecie? Burg-eSeS. Schutzstaffel!
Czy to przypadek, psze pana?
1 Głęb - głąb pośród
głąbów; Słownik Nowomowy Polskiej, wersja 2.
Zastanawiam się, w jakiej Ty strefie czasowej jesteś, skoro (obiecana) sobota = środa? ;)
OdpowiedzUsuńUwierzysz, jak powiem, że wiedziałam iż o tę książkę chodzi, tylko przez wrodzoną skromność nie chciałam się chwalić? Ha, ha, może uda mi się wydębić nagrodę...
Nie wiem, czy tym określeniem "surrealistyczna" nie robisz mi zbyt dużych nadziei co do tej książki - "surreal" nawet lubię, ale skoro to raczej Twoje problemy z tłumaczeniem "daydream"... I porównuję sobie, co napisałeś w zapowiedzi, niby wszystko się zgadza, ale o co chodziło z tym "Alex the Large"?
PS Ktoś tu wiosnę poczuł, ostatnio w tle jakieś pioruny trzaskały, a teraz puchate obłoczki galopują po nieboskłonie - nie zdziwię się, naprawdę, gdy następnym razem zobaczę na Twoim blogu różowe kucyki ;)
Oczywiście, że nie uwierzę :)
OdpowiedzUsuńAlex de large to była podpowiedź, tak się zowie główny bohater mechanicznej pomarańczy a m.p. napisał przecież burgess; szerlok holms by z tym nie miał problemu więc myślałem, że i inni sobie poradzą.
Co się zaś tyczy tła to zmiana targetu wymusza takie zmiany. W następnym poście nie będzie przekleństw a za dwa tygodnie zrecenzuje 'janka muzykanta' i młodzież z gimnazjum będzie tu walić drzwiami i oknami, aż googlowi serwis siądzie.
ps. Niby lubisz 'surreal' a jak robię parodniowy przeskok to od razu foch :p
Mi chyba bliżej do Herlocka Sholmesa, bo "Mechaniczna pomarańcza" kojarzy mi się z filmem - i to takim, którego nie widziałam... Ale przecież zawsze mogę zrzucić winę na Ciebie: to była gupia podpowiedź, koniec i kropka ;P
UsuńWątpię, żebyś na "Janka..." złowił rzeszę młodych fanów, bo oni chyba w większości należą do tych, co uważają, że Muzykant już dawno powinien zostać zastąpiony w kanonie lektur przez chociażby Harry'ego P. Ale może kilka polonistek w średnim wieku przygruchasz, kto wie? ;)
PS Ty się lenisz, ale to ja mam focha?! No świetne masz podejście do "wiernych czytelników" ;P
A co do Alexa to przyznaję, że przekombinowałam, bo znając już trochę Twoją tendencję do pisania pewnych słów w innych językach (="dzikie słowotwórstwo" ;)), to pomyślałam, że "Alex the Large" to też taka zamiana i że chodzi o Aleksandra Wielkiego (Macedońskiego) - co oczywiście nijak pasowało mi do reszty podpowiedzi ;P
UsuńPodpowiedź była pierwsza klasa, ale nie przejmuj się, że za mną nie nadążasz, to żaden wstyd.
OdpowiedzUsuńJakie dzikie słowotwórstwo? Dziewczyno, ja się urodziłem ze słownikiem w dłoni! Inna sprawa, że w scrabble jestem wyjątkowo słaby...
A tak poza tym to niech stracę, raz Cię mogę pochwalić. Skojarzenie z macedońskim jest jak najbardziej na miejscu, bo tak właśnie Burgess tłumaczył skąd miał dane personalne głównego bohatera.
No i się doigrałam: lewy sierpowy+pogłaskanie obitego policzka. No już, nie dąsaj się Księżniczko (dzikie czy nie, słowotwórstwo to raczej zaleta), dam Ci wygrać w scrabble...
UsuńUrodziłeś się ze słownikiem w dłoni? To poród do najłatwiejszych nie należał... chociaż to chyba zależy od gabarytów słownika...
Ach, umiem obchodzić się z kobietami, czyż nie? ;)
OdpowiedzUsuńPoród był ciężki i dziecko też nie pierwszej urody, więc skończyłem w przytułku. Dlatego właśnie, pozbawiony za młodu ciepła, tak się łaszę za każde dobre słowo :)
Nie ze mną te numery Bruner! Nawet nie próbuj brać mnie na litość czy apelować do kompleksu pielęgniarki, bo bezduszna jestem ;)
UsuńOsz Ty bezdusznico!
OdpowiedzUsuń