sobota, 15 lutego 2014

F. Scott Fitzgerald - 'Czuła jest Noc'


I co? Zobaczyli Fitzgeralda w tytule posta i już myślą, że będzie 'Wielki Gatsby'? Nie ma!
Wbrew temu, co dotąd sądziliście Franek napisał więcej niż jedną książkę. Mało tego, napisał on więcej niż jedną zajebistą książkę.
Oczywiście dla kręgu ludzi kulturalnych, do którego to nikt z Was raczej nie należy, to żadna nowość, ale dla całej reszty to nielichy szok; myślicie sobie teraz pewnie:
'Ale jak to, ja przez całe życie nie przeczytałem ani jednej książki a był ktoś, kto zdołał jakąś napisać? I to na dodatek kilka, różnych?'
Dobra, już się z Was nie naśmiewam, w końcu i tak cały czas robią to Wasi rodzice i znajomi.

'Czuła jest noc' uchodzi za jedną z najlepszych książek zeszłego wieku (ależ ten czas leci!).
Natknąłem się na nią w niesławnej 'Kuźni' - najostrzejszej siłce dla najtępszych karków. Nim ją stamtąd wykradłem robiła za podkładkę ławeczki do wyciskania sztangi. Zapytałem raz Napinacza, największego koksa w dziejach i właściciela 'Kuźni' w jednym, dlaczego wykorzystują Fitzgeralda do takich celów. Odparł on:
'Nie każda książka się do tego nadaje. Nie mogliśmy przecież wziąć 'Przeminęło z wiatrem' i bezceremonialnie rzucić na podłogę - jest przecież za grube, nie wyrównałoby ławeczki i bicki by krzywo rosły. Przejrzeliśmy z chłopakami nasze biblioteczki i podjęliśmy decyzję, by zastosować znacznie cieńszą 'Czuła jest noc'. Jak sam widzisz dla wysokiej literatury jest miejsce i w życiu powszednim.'


Jestem wielkim fanem F. Scotta - i nie chodzi mi tylko o moje warunki fizyczne. Uwielbiam gościa tak jak jeden w pełni heteroseksualny facet może uwielbiać drugiego - z klepaniem po tyłku i sikaniem na krzyż włącznie. Nie dość, że koleś świetnie pisał (będę jeszcze miał okazję się tym podniecać przy nadchodzących recenzjach) to jeszcze miał przy tym ciekawe życie. No, przynajmniej w porównaniu np. do takiego Flauberta czy Kanta. Fabuła 'Czuła ist Nacht' jest po części oparta na jego żywocie właśnie; tj. Fitzgeralda, nie Kanta.

Główny bohater powieści, wspaniały, choć popijający doktór Dick Diver składa się głównie z Fitzgeralda i atramentu. Jego bogata żonka, Nicole Diver to wypisz wymaluj Zelda Fitzgerald - obdarzona schizofrenią i bardzo aryjskim imieniem. Para to wiedzie próżniacze życie gdzieś na francuskiej riwierze (riwiera to jest takie coś jak nasze Mielno albo nawet Ustka) pośród lekko zepsutego towarzystwa, które ma za dużo czasu i zdecydowanie za dużo pieniędzy.
To burżujskie grono zostaje przejściowo powiększone o młodą aktorkę z hollywoodu imieniem Rosemary. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron obserwujemy świat oczyma Rosemary właśnie i dopiero po dłuższej chwili pojawia się pośród zachwytów dr. Diver, który przejmuje od niej pałeczkę głównobohaterstwa. Rosemary, pomimo wielkiego sukcesu wciąż jeszcze jest niezblazowana i wyraźnie leci na wesołego, przystojnego i towarzyskiego Dicka.
Po wyjeździe aktorki w fabule następuje drobna wolta - cofamy się w czasie do czasów studiów i początków praktyki pana Divera, doktora od psychiatrii. Jako wschodząca gwiazda psychoanalizy i lobotomii zahaczył się w renomowanej klinice dla bogaczy; pośród epileptyczek oraz śliniących się pacjentek poznał Nicole. Jaka była geneza choroby Nicole nie będę mówił, bo to trochę niespodzianka, wiedzcie jednak, że nie bez przyczyny miała w głowie najebane. W trakcie terapii bardzo się zbliżyli do siebie i, pomimo wątpliwości innych lekarzy i siostry Nicole - Baby (imię jak z piosenki Justina), wzięli ślub. Nicole nie tylko była bardzo atrakcyjna, ale też bogata. Bardzo bogata. Jej wybranek-terapeuta zaś specjalnie dziany nie był i to właśnie wzbudziło doń niechęć słynącej z dekadencji Baby. 
Ech, te dekadentki. Raz jedna przywiązała mnie do krzesła i zrobiła takie rzeczy, że do dziś mam problemy z erekcją.
Po tym przeskoku czasowym wracamy na riwierę między innymi po to, żeby dowiedzieć się, że Rosemary jednak wzbudziła w Diverze uczucia. Sumienie zaczęło gryźć a co więcej, nasz wspaniały dusza-człowiek i przy okazji doktór, zaczyna coraz to więcej walić w gaz zaniedbując przy tym swoją może i szaloną, ale wciąż gorącą żonkę. Dick zmierza w stronę dna, ale wszystko to następuje powoli. Pierwsza bójka po pijaku, nieodpowiednie słowa w towarzystwie, dyżury w klinice albo na rauszu albo na kacu - to wszystko stopniowo narasta, aż w końcu z dawnego Dicka nic prawie nie zostanie. No i jego relacje z Nicole - toksyczna miłość w pełnym wydaniu.

Książka jest dość gorzka, pod żadnym względem nie nadaje się na prezent dla nowożeńców. Ok, trochę przesadzam, tak naprawdę to gorzki jest tylko los Dicka. Nicole, która dzięki mężowi (i niejako jego kosztem) stała się silna, poradziła sobie bez większych problemów. Nie powiem jak dokładnie jej się życie ułożyło; niech Wam wystarczy, że to nie jest książka dla nowożeńców i facetów, których kobieta niedawno zostawiła dla innego.
Jeżeli miałbym jakieś zastrzeżenia do 'Czułej' to tylko to irytujące frajerstwo doktóra Divera. Nie dość, że wypuścił z ręki miliony dolarów i wystawne życie i własną klinikę też; wkurzył mnie najbardziej postawą wobec Rosemary.
Przecież ta młoda aktoreczka, śliczna i niewinna, sama mu się do łóżka pakowała, a Dick ani drgnął (hehe, to znany suchar poliglotów). Czego on się bał, żony? Był przecież jej lekarzem, mógł jej wmówić, że tylko jej się wydaje, że widzi go w łóżku z inną albo po prostu podać silniejsze leki.
Koniec końców przespał się z Rosemary ale było to kilkadziesiąt stron później a ona wówczas była już przechodzona bardziej niż najtańsza dziwka, bardziej niż Messalina i nawet bardziej, niż moja żona.

Jeszcze Wam powiem, że jeden znany krytyk stwierdził kiedyś, że ceni sobie tę powieść wysoko ponad 'Zbronię i Karę'. Tłumaczył to tym, że jak już ma czytać i zasmucać się losem czyjegoś upadku, to woli, by upadanie następowało wśród blichtru i pieniędzy jak u efF. Scotta niż w biedzie i brudzie, jak u Dostojewskiego.




Ja zapomniałem, to jego ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

1. A miał wrażenie, że osobowości w tych związkach tak napierają na niego, tak się doń zbliżają, że je od innych zapożycza - więc został właściwie skazany na dźwiganie przez resztę życia ego pewnych ludzi, tych wcześnie poznanych i wcześnie pokochanych, jakby miał dojrzeć i spełnić się w takiej tylko mierze jak oni. A wszystko to przenikał jeszcze żywioł samotności, bo jakże łatwo brać miłość i jakże trudno kochać.

2. Rosemary wypiła koktajl i odrobinę wina, Dick zaś tyle, że opuściło go uczucie niezadowolenia. Potem pojechali do hotelu, promienni i szczęśliwi, w stanie pełnego spokoju uniesienia. Chciała, że by ja wziął i wziął ją; i oto coś, co zaczęło się od dziecinnego zauroczenia na plaży, nareszcie się spełniło.



Tu jeszcze jest post skriptóm:
Poprzedni post z ledwie zapowiedzią recenzji miał większą oglądalność niż wszystkie poprzednie wpisy razem wzięte! Czy znaczy to, że tak się nie możecie doczekać kontynuacji, czy też to taki subtelny znak, że im mniej piszę tym lepiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz