środa, 23 lipca 2014

Hermann Hesse i jego "Wilk Stepowy"


Byłem już po robocie i miałem iść na dziwki, gdy posłyszałem zew. Dźwięk dochodził z księgarni - rozniosłem drzwi na kopach i w środku zobaczyłem wilka. On paczał na mnie, a ja paczałem na niego, leżał na półce 'wszystek za 10 zeta'. Wiedziałem, co musi zostać zrobione.
Pobiegłem szybko do domu, zgniotłem skarbonkę w mojej mocarnej dłoni, policzyłem grosiki, mama mi dołożyła jeszcze złotówkę i co tchu pognałem z powrotem do księgarni.

W ten właśnie sposób pierwsza z wielu książek Hessego znalazła się w moich rękach. Zaryzykowałem z tym zakupem, ale się nie zawiodłem. Okazało się, że Herman i ja nadajemy na tych samych falach, przypasował mi on jak żaden inny facet przed nim i po nim. Ej, nic między nami nie było! Zresztą, przysłowie mówi, że raz w dupę to jeszcze nie pedał.
Egzystencjalizm, samopoznanie, poszukiwanie sensu, filozofie wschodu - w tych branżach robił nasz niemiaszek. Byłem kiedyś małą dziewczynką i strasznie mnie rajcowały takie tematy, a teraz jestem dorosłym facetem i nadal mnie to kręci. Nie wszyscy jednak podzielają mój zachwyt nad Hermankiem.
Ogólnie rzecz biorąc są na świecie dwa rodzaje ludzi: ci, co chodzą grupami i ci, co chodzą samopas. Hesse to pisarz tylko dla tych drugich, do pozostałych nie trafi zupełnie. Nie chcę powiedzieć, że indywidualiści są w jakiś sposób lepsi od jednostek bardziej uspołecznionych, po prostu im twórczość Chessego bardziej przypadnie do gustu. Niemniej jednak każdy bywa czasami outsiderem; kiedy czas będzie odpowiedni spróbujcie się z jego książkami, może coś Wam dadzą.


Jeżeli chodzi o piśmiennictwo, to Herman the German, jak na naprawdę wybitnego autora przystało, raczej zawsze trzymał poziom; pomimo tego Wilk niestety nie ustrzegł się wad.
Największą z nich jest to, że początek jest raczej nudnawy i mało wytrwali czytelnicy, zwani potocznie cipami, mogą nie wytrzymać. Właściwie to nie początek jest nudny, a zapoczątek - na wstępie jest ładnie zawiązana tajemnica i dopiero po chwili wkracza nuda na całego.
Drugą wadą jest popularność. Wilka, podobnie jak lsd, przywłaszczyli sobie hipisi i inne brudasy i dlatego dużo osób po niego nie sięga. Wiecie jak to jest - jak coś jest zbyt popularne to śmierdzi pałlem koelią i 'zmierzchem', a po co sobie ręce brudzić.
Wilk jest bez wątpienia najgłośniejszą książką Hessego, jednak nie jest jego najlepszą książką. Nie chodzi o to, że jego najlepsze książki mają coś, czego wilkowi brak, po prostu nie dzielą one z nim wad. Z resztą w ogóle ich nie mają. Ja lubię prawie całą twórczości HeHe ale zachciało mi się recenzować właśnie der Steppenwolfa. Nie dziwcie mi się; jeżeli w książce, jej fabule czy bohaterach, widzimy jakiś odbłysk nas samych i naszego życia to od razu bardziej ona podoba się nam, niż tym, dla których to tylko książka. To jest właśnie obiektywizm, maleńka!

No to co, może by tak parę sów o fabule? Harry Heller, czyli sam Hesse pod przykrywką, jest protagonistą. Jest z niego kawał mizantropa niezdolnego do życia pośród ludzi i dlatego właśnie siebie wilkiem stepów nazywa (nie wiem, skąd się wzięło przekonanie, że wilki żyją samotnie, to przecie stadne zwierzątka, Sapkowski też na to zwrócił uwagę w 'Wiedźminie'). Na początku, przez swoją apatyczność, nie wzbudza on w czytelniku sympatii, ale dajcie mu trochę czasu, to całkiem spoko koleś.
Harry to człowiek, który zrobił już wszystko, co miał w życiu zrobić, i trwa obojętnie nie czekając na nic. Trochę mi przypomina Tarrou z 'Dżumy', ale nie potrafię powiedzieć dlaczego.
Drugą, bardzo ważną bohaterką jest Herminia (Widzicie? Harry i Herminia, zupełnie jak w 'Więźniu Azkabanu'). Ona weźmie na siebie trud przywracania Harry'ego do żywych, co w zasadzie stanowi główny wątek utworu. Wilk Stepowy nie jest bowiem, jak wielu sądzi, książką o alienacji i depresji, ale o tym, że z tego stanu można wyjść.
Hermina to strasznie ciekawa postać, a przy tym niezła dupa, lubi też trójkąciki. Tak na dobrą sprawę nie jest nawet jasne, czy ona 'istnieje' w tej książce, czy to tylko urojenie Harry'ego.
Relacja tych dwojga została już na początku określona przez Hermionę:

'Nie jestem w tobie zakochana, Harry, ani ty we mnie. Ale potrzebuję ciebie, tak jak ty
mnie potrzebujesz. Potrzebujesz mnie teraz, w tej chwili, bo jesteś zrozpaczony i
trzeba ci pchnięcia, które wtrąciłoby cię do wody i przywróciło ci życie. Potrzebujesz
mnie, żeby nauczyć się tańczyć, śmiać i żyć. Ja natomiast potrzebuję ciebie, nie
dzisiaj, później, do czegoś również niezmiernie ważnego i pięknego.'

To właśnie tak mnie w stepenwolfie dotknęło. Niemalże deja-vu. Taka sama umowa była bowiem zawarta pomiędzy mną a moją panią o wspaniałych nogach. Ona pomogła mi się uporać z moimi demonami, ale ceną za to było nasze rozstanie. Czytając 'Wilka Stepowego' miałem wrażenie, że śledzę własne dzieje:
Byłem kiedyś żonaty; poznaliśmy się gdy byliśmy jeszcze prawie młodzi. Wydaje mi się, że ona była pierwowzorem siostry miłosierdzia z tej świetnej piosenki Cohena. Ilekroć budziłem się przy niej to powtarzałem po cichu zaklęcie Fausta: 'Trwaj, piękna chwilo' (zadziałało równie skutecznie, co w przypadku fałsta)
Żadna inna osoba, nawet Arnold Schwarzenegger nie miał na mnie takiego wpływu jak ona.
Miałem Wam tego nie mówić, ale przed spotkaniem z nią nie byłem jeszcze nieustraszoną personifikacją testosteronu która zgina podkowy i żuje gwoździe. Patrzę na siebie samego z tamtych odległych lat i nie mogę wprost uwierzyć, jak diametralnie człowiek może się zmienić.

Mam nadzieję, że nieznane jest Wam uczucie zupełnej porażki. Był taki czas, że towarzyszyło mi ono nieustannie. Każdy może się załamać, nie potrzeba do tego specjalnej przyczyny ani wielkich wydarzeń. Nawet małe, błahe problemy codziennego dnia gotowe są niepostrzeżenie się nawarstwić i stać się przeszkodą nie do przeskoczenia. Zaniechanie to straszny grzech.
Przez długie lata tkwiłem na dnie w tak obcej mi teraz apatii, zupełnie rozbity; wydawało mi się, że ta wątła iskierka z którą wiązałem takie nadzieje zgasła we mnie na dobre. Każdego dnia słyszałem, że jestem głupcem i wszystko przegram.
Pielgrzymie nasz, ach, co się z tobą stało!
I kiedy już na tym dnie zacząłem się zadomawiać (sic!) pojawiła się ona.
Nieraz pytałem, co we mnie zmarnowanym widziała (Teraz to co innego, taki ze mnie men, że zdarza mi się do własnego odbicia wzdychać). Zawsze tylko uśmiechała się przekornie (to słowo dobrze do niej pasuje) i mówiła, że lubi przystojnych mężczyzn, ale dla mnie robi wyjątek.
Miała w sobie wszystkie te cechy charakteru, które sam zawsze chciałem mieć. Ależ ona mi imponowała; pewna siebie, silna, zdeterminowana. Nie spotyka się takich dziewczyn na co dzień. Ja wówczas byłem zupełnym jej przeciwieństwem, największą łajzą jaka miała nieszczęście pełzać po świecie. Z czasem nauczyła mnie jak się wysoko nosi głowę, pokazała, co to silna wola, pomogła mi się pozbierać. Wiele ją to kosztowało.

Zmiany, choć bardzo głębokie, dokonywały się we mnie powoli; trudno było zauważyć moment przesilenia. Pamiętam, gdy wreszcie zdałem sobie sprawę, że jestem już odmieniony:
Długi bieg uliczny w Poznaniu, tym mieście straconych szans. I ten omdlewający upał, i to zmęczenie. Wielu zawodników słabło i wycofywało się z trasy. I ja, Wasz ukochany autor, ze łzami w oczach klęczałem wycieńczony na parującym asfalcie, chciałem zrobić to, co robiłem przez całe dotychczasowe życie - zrezygnować. Stało się jednak coś zgoła innego - ja, niegdyś pokonany, powstałem raz jeszcze.
Od tamtego dnia już nigdy się nie zachwiałem.

Choć byliśmy ze sobą bardzo blisko to rozstanie musiało wreszcie nadjeść, chyba żadne z nas nie było tym zaskoczone. Odchodząc zabrała z sobą wszystko, co do niej należało, a więc i moje serce. Niektóre rany nie goją się za dobrze, ale mi to nie przeszkadza, uważam, że blizny dodają charakteru. Do dziury w piersi włożyłem kamień czarny jak noc.
To dlatego teraz jestem rock hard, baby.



Hesse?
Ja zapomniałem, to jego ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

1.
Oczywiście, że nie chcą pływać! Urodzili się przecież dla ziemi, nie dla wody. I oczywiście nie chcą myśleć, gdyż stworzeni zostali do życia, a nie do myślenia! Tak, a kto myśli i kto z myślenia czyni sprawę najważniejszą, ten wprawdzie może w tej dziedzinie zajść daleko, ale taki człowiek zamienił ziemię na wodę i musi kiedyś utonąć.

2.
Miałeś w sobie obraz życia, jakąś wiarę, jakieś żądanie, byłeś gotów do czynów, do cierpień i ofiar... a potem spostrzegałeś stopniowo, że świat nie żąda od ciebie ani czynów, ani ofiar, ani podobnych rzeczy, że życie nie jest heroicznym poematem z rolami bohaterów i tym podobnych postaci, lecz mieszczańską najlepszą izbą, gdzie ludzi w pełni zadowala jedzenie, picie i robótka na drutach, partia taroka i radio.

3.
Ja, wilk stepowy, gnam bez końca

4.
- Lubisz mnie - ciągnęła dalej - z powodu, o którym ci już mówiłam:
przełamałam twoją samotność, przychwyciłam cię tuż przed wrotami piekła i znów obudziłam. Ale chcę więcej od ciebie, o wiele więcej.



9 komentarzy:

  1. Czy akcja dzieje się w Ameryce Północnej/Kanadzie? Bo się zastanawiam dlaczego akurat stepowy wilk, a nie "zwykły", europejski. A może stepowe są bardziej samotnicze? Zresztą nie wiem, czy wilki są zawsze takie stadne, bo chyba zwłaszcza młode samce są wywalane ze stada, żeby nie robiły konkurencji samcowi alfa... ale może nie będę brnęła już w tę wilkologię ;) Zresztą to trochę taki tik nerwowy, bo jakieś cholerne deja vu wywołał we mnie Twój wpis. I nie wiem, czy do końca załapałam, czy Ty pisząc o tej onej masz na myśli żonę, czy inną oną, bo ta granica w Twoim tekście jest nader płynna. O ile w ogóle jest. I o ile ta Hermiona w ogóle istniała - może była tylko podkoloryzowanym wytworem Twojej wyobraźni - jak u Hessego? Zresztą co za różnica, jak widać swoją rolę wypełniła. Gratuluję zmian.
    Nie uwiera Cię ten kamień, jak noc czarny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwierałby mnie, ten kamień, gdybym go w bucie nosił :)
    Wilk się dzieje gdzieś w jakiś niemlandach, ale dokładnie to chyba nie jest napisane, zresztą tam nic nie jest jednoznacznie określone. A stepowe wilki to są takie same prawie jak ojropejskie, tylko, że sobie żyją na Wielkim Stepie co się ciągnie od ukrainców aż do... no gdzieś daleko się ciągnie, stąd 'wielki' w nazwie :)
    Jakie to deja vu miałaś podczas czytania? Chyba nie takie, że kiedyś równie dobrą recenzję widziałaś, co ;) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wilki z Wielkiego Stepu to chyba ten sam gatunek co europejski, choć Wikipedia jest wyjątkowo enigmatyczna w tej kwestii. Na spisie podgatunków wilków zobaczyłam karłowatego wilka japońskiego i już chciałam krzyczeć "mamo, mamo kup mi karłowatego wilczka!", ale się okazało, że to gatunek wymarły... no ja to mam szczęście ;)

      Usuń
  3. Ale samolub :p jak ktoś może mówić o braku szczęścia, to raczej japoński wilk ;)
    A jakie to, jakie to deja vu miałaś po czytaniu? (taki ciekawski!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano faktycznie wilczkowi zabrakło szczęścia, bo nie dostał się w moje urocze łapki - wtedy byłby zachwycony i nie chciał wymierać! :)
      Och, po prostu czasami sam wydajesz mi się jednym, wielkim deja vu, bo kogoś mi przypominasz i to jest naprawdę dziwne, ale naprawdę dziwne. No i sobie pomyślałam, że chyba teraz jest dobry moment, żebym poczytała sobie tego Hessego (...).
      PS Gdyby nie Twoja podejrzana wręcz zdolność do rozśmieszania mnie, to byłbyś strasznie wkurwiający ;P

      Usuń
  4. Pozwól, że Cię uspokoję z tym deżawó, nikogo Ci nie przypominam, bo po prostu nie ma na tym świecie drugiego takiego faceta jak ja. Wszyscy inni będą już tylko gorsi ;)
    Jeżeli czujesz, że nadchodzi czas na hessego to się za niego bierz. Ale może wybierz 'petera camenzinda'. Camenzind też jest outsiderski (hesse bywa monotematyczny ;) ale jest to książka w zasadzie bez wad. Jak masz doła, to po jej lekturze zrobi Ci się taki mały uśmiech i lżej na sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha. Rozumiem, że masz na tyłku pieczątkę z certyfikatem autentyczności i jakości? ;)
      Mój zapał do Hessego został trochę ostudzony przez prozaiczny fakt, że nie mam jego książki pod ręką i mam dziwne wrażenie, że nie jest to coś co łatwo dostać - ale jest na liście i kolejka go nie minie :)

      Usuń
  5. A czy na wzorcu metra w Sevres jest jakiś certyfikat? Nie ma, to on sam nim jest i tak samo sprawy się mają z moim zgrabnym tyłeczkiem ;)
    A czy Ty wiesz, Amatorko, że są takie przybytki rozpusty jak biblioteki i w takim miejscach właśnie należy szukać chessego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bibliotece nie byłam od stu lat, a do tej większej najbliższej mam uraz jeszcze z czasów licealnych (niesympatyczne miejsce), i trochę nie po drodze i w sumie mogą nie mieć Hessego... - czyli marudzić mogę długo ;) Ale łamię się, i może przełamię tę kosmiczną niechęć. Za jakieś kolejne sto lat ;P

      Usuń