niedziela, 15 grudnia 2013

Wte i we wte oraz 'Tędy i Owędy' – Melchior Wańkowicz w natarciu



Cholerne książki. Człowiekowi się wydaje, że umie pisać ładnie i z gracją po czym otwiera pierwszego z brzegu Wańkowicza i zaczyna głośno przeklinać. Do kurwy, jeżeli w nieodległym XX stuleciu trafił się nam jeden pisarz mogący stanąć w szranki ze światową czołówką to był nim właśnie Melchior Wu.
Padło dziś na jego "Tędy i owędy". Nie mogłem zdecydować, którą jego książkę powinienem zrecenzować – wybór duży, tyle ich w życiu przeczytałem, że Wańko śni mi się po nocach i to w taki sposób, że przypominają mi się prysznice w więzieniu. To były czasy!


"Tędy i Owędy" to coś na kształt autobiografii albo raczej pamiętnika. Książka zaczyna się od przyjazdu autora do Warszawy na nauki a kończy wiele lat później w tym samym mieście choć już w innym państwie. Wańko bowiem, choć nam niemal współczesny edukować się zaczął jeszcze pod zaborami. Jego Warszafka nie była taką, jaką dziś znamy, pełną anielogłowych hipsterów na placu im. Starbucksa. Wówczas jeszcze panienki z dobrych domów uczyły się na pensjach, na ulicach dopiero zaczynały pojawiać się samochody, o telefonach nie wspominając. Niektóre ówczesne obyczaje nam zdawać się mogą archaiczne np: (uwaga autora: bedziem zbaczał z letka z temata)
Mela podstępem zaprosił do siebie pewną piękność, która kokietowała wszystkich w towarzystwie ale za nic nie chciała się puścić – uwięził ją przebiegle w mieszkaniu i z klasą zgwałcił. Skłoniły go do tego jej słowa: "jakież to wszystko niedojdy, żaden pojęcia nie ma o tym, że o kobietę nie trzeba się starać, łażąc za nią jak cielę. Trzeba ją po prostu wziąć".
Cóż, skoro ona po wszystkim nie wezwała policji to Wańka nie krytykuję za mocno. Sam miałem podobną przygodę: w nocy w brudnej bramie na mieście zatrzymałem dziewczynę która bardzo mi się podobała, przyłożyłem jej nóż do gardła i ryknąłem: "na kolana albo cię zabiję!" Nie muszę chyba mówić, jak to się skończyło – mnie za morderstwo nikt nie ściga.
No ale wystarczy o mnie; uderza mnie w tym wszystkim sposób myślenia Wańki o tych sprawach, zupełnie zbieżny z poglądem Boya-Żeleńskiego. Boy analizował dużo słabsze wyniki Przybyszewskiego gdy ten zabierał się do rymowania po polsku. Cytuję z głowy:
"Gdy pisał (Przybyszewski) po niemiecku, to tak jakby na kobietę się rzucał. Gdy zaś pisał po polsku, to tak jakby do kobiety się nieumiejętnie zalecał, a wiadomo, że kobieta czasem pragnie być brana gwałtem".
I Boya i Wańka ja bardzo lubię, ale z takimi poglądami to oni by karier nie zrobili w dzisiejszych czasach.

Gros pierwszej części książki to historie ze szkoły, czyli jak spędzał wagary (ciekawostka dnia: w gwarze poznańskiej wagary to 'blauka'), komu zajrzał pod sukienkę, i jak mu się udawało przejść z klasy do klasy. To ostatnie przychodziło mu z wielkim trudem, mam więc z Melą podobne przeżycia; tyle tylko, że on torował sobie drogę podstępem a ja – pięściami i pogróżkami.
Potem zaś przyszła wojna światowa, potem rewolucja lutowa, październikowa, wyzwolenie, druga Rzeczpospolita, druga wojna i wreszcie kolejna Rzeczpospolita, tym razem ludowa. Melchior bronił Monte Cassino ( a może zdobywał?). Zjeździł Amerykę Północną i Południową. Oglądał przewrót Nasera. Sami widzicie w jak burzliwych czasach przyszło mu żyć. On, będąc doświadczonym człowiekiem który wiele przeszedł, zawarł w swojej książce najważniejsze wydarzenia ze swego żywota tj: podrywanie dziewczyn, pijatyki, podrywanie dziewczyn, kawały, żarty, ciekawe wypadki oraz podrywanie dziewczyn. Oto i cały Wańkowicz w warstwie nie-reportażowej. Ta książka to tak naprawdę zbiór zabawnych i ciekawych zdarzeń z jego życia plus kilka anegdot. Oczywiście wszystko zawiera się w konkretnych, choć wprost nieokreślonych ramach czasowych których autor trzyma się tak, jak mu akurat wygodnie. To też dlań typowe; w "Szczenięcych Latach" odparł zarzut nieprzestrzegania chronologii słowami "ja sobie piszę jak chcę!"

"Tędy i owędy" to nie jest książka która przymusi nas do głębszych przemyśleń, nie to jest zresztą jej celem. Jest to rzecz bardzo zabawna i napisana z niezwykłą lekkością. Znakomita rzecz na poprawę humoru, nie ma w niej ani krzty smuteczku. Jego opowieści są między innymi dlatego tak przyjemne, że Wańko nigdy nie cierpiał na biedę. Radosny dziedzic, bon-vivant, mającym dwór a we dworze służbę. Hajs, dziwki i koks, czegóż chcieć więcej? Bądźmy jednak szczerzy – to nie dla fabuły warto przerobić tę książkę ale dla języka. Jest on jak mój kumpel w łóżku - po prosty za dobry. Muszę ostrzec, że po takiej lekturze jeszcze przez miesiąc będzie się Wam wydawało, że każda inna książka jest napisana topornie i niedbale.
Przy tych wszystkich śmiechach i chichach nie wolno zapominać, że Wańkowicz-pisarz to przede wszystkim poważny i przenikliwy reportażysta namber łan, a spisywaniem wspominek tylko sobie dorabiał. Kapuściński, samozwańczy 'cesarz reportażu' jest naprawdę niezły ale do pana Melchiora Wu-Tang to mu bardzo, bardzo daleko.
I Kapuścińskiemu i Wańkowiczowi krytycy zarzucają to, że zdarzało im się, jak to się mówi w wyższych sferach, ściemniać w chuj. Nadmierne naginanie rzeczywistości to dość poważne oskarżenie w branży znanej jako literatura faktu. Głos w tej sprawie zabrał dobry przyjaciel aktora i pedofila Klausa Kinskiego – Werner Herzog:
Zapytany przez dziennikarza, czy wiedział, że w reportażach Kapuścińskiego, które miał zekranizować, jest wiele kłamstw odparł:
"Jeżeli chce pan przeczytać książkę, w której są same fakty, to tam na stoliku leży książka telefoniczna."



Od dziś do każdej recenzji będę dodawał parę ładniejszych zdań z obrabianej książki wybranych według mojego widzimisię. Pomysł nie jest mój, ukradłem go od Grosglika z 'Ziemi obiecanej', mówił on mniej więcej tak:
Ja zapomniałem, to jego ta powieść "Z ogniem i mieczem"! Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

1.
długo i sumiennie tłumaczył kelnerowi, jak ma być przyrządzony befsztyk. Ja tymczasem przykleiłem się w ekstazie do windy na potrawy z kuchni w suterenie. Kelner krzyczał w dół: "tylko na świeżym maśle!" - a z tajemniczych głębi huczało: "skąd ja temu skurwysynowi świeżego masła wezmę"

2.
"Ja myślę, że żadne późniejsze wiele poważniejsze grzechy nie były tak grzeszne, tak uroczo zakazane, z takim dreszczem popełniane – a przecież wątpić należy czy który z nas ośmielił się pocałować przy pożegnaniu w rękę."

3.
W kajecie przy zdaniu "Arabowie nic nie robili, tylko jeździli na wielbłądach i bili kobiety" widniał czerwonym atramentem mój dopisek: "to przyjemne zajęcie"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz