piątek, 17 stycznia 2014

JP Sartre - 'Słowa' nie czyny, wóda nie driny



Czy widzieliście kiedyś na murach podłych dzielnic napisy 'JP na 100%' ? To logo widnieje na bluzach najgorszych osiedlowych drechów (Babciu, bez obrazy!) i raperów z półświatka.
A czy nie jest powszechnie wiadomym, że na każdej plebani, we Watykanie u Papieżyka i nawet w samym Niebie, czy nie ma tam fanatyków z pokolenia JP II?
Kim jest ten tajemniczy, nieuchwytny JP który tak rozpala głowy zbuntowanej młodzieży? Ja wiem to i pozwólcie, że tą wiedzą się z Wami podzielę.

Aktor Jean-Paul Belmondo to facet wyjątkowo przystojny i bardzo popularny. Chodzi jednak o innego Jean-Paula - o Sartre'a, który za życia był jego dokładny przeciwieństwem – brzydkim jak noc i lubianym jak syfilis.
Ja, jako człek uprzedzony do wszystkiego co chodzi i pełza z początku krzywym okiem patrzyłem na 'Słowa'. Bałem się bowiem, że podobnie jak 'Tako rzecze Zaratustra' będzie nudne, naciągane i ogólnie całkiem do Niczego. (Owacja na stojąco za dowcip!)
Sam Jean-Paul nie pomagał mi się przełamać, cały ten trudny do przyjęcia egzystencjalizm, wolna miłość (fuj!) i odpychająca fizjonomia. Pamiętam tą jego pochmurną twarz pogardliwie patrzącą z czarno-białego zdjęcia. Sartre – ten, który wzgardził nagrodą Nobla. Ten, którego książki wywoływały zamieszki na ulicach. Ten, którego algierscy terroryści próbowali zamordować.
Koleś był tak znienawidzony, że wspomniał o nim nawet Forsythe w thrillerze 'Dzień Szakala' (cytuję ze łba: a jak już zajmiemy się de Gaullem to Sartre pójdzie wisieć).

Cóż sobie można pomyśleć widząc takie CV? Że to jakiś arogancki megaloman i ta jego autobiografia to pewnie pean na własną cześć.
I co? Ano okazało się, że ten filozof o surowym spojrzeniu to koleś obdarzony niesamowitym poczuciem humoru i inteligencją. Ba, jak na filozofa, to nawet wielką inteligencją.

Jeżeli ktoś rzeczywiście weźmie się za 'Słowa' to już na starcie czeka go zaskoczenie, znaczy czekałoby, bo oto nadchodzą małe spojlery. Nazwanie tej książki autobiografią uważam za przesadę. Od biedy można zaszpanować terminem bildungsroman ale i on nie będzie dokładny. Opowieść o swoim życiu Sartre zaczyna bowiem od wydarzeń mających miejsce kilkadziesiąt lat (sic!) przed swoimi narodzinami; śledzi wpierw losy swoich pradziadków, dziadków i rodziców (nawet nie wiedziałem, że człowiek ma aż tylu przodków!). O dziwo, ten wybieg pomaga zrozumieć specyfikę domu w jakim łaskawie przyszedł wreszcie na świat – a kazał on na siebie czekać ze sto stron. Jeszcze dziwniejszym jest fakt, że książka kończy się, gdy główny bohater ma lat sześć. Nie ma więc w 'Słowach' żadnych romansów, nie ma nic o Simone de Beauvoir ani też o najbardziej burzliwych wydarzeniach z jego życia. Dowiemy się za to, że przebierano go za dziewczynkę, że jego matka miała ze sobą kilka problemów i że był tak niesłychanie brzydki, że kwiatki więdły i lustra pękały w promieniu 100 metrów od kołyski. Raz skomplementowałem moją żonę pokazując jej zdjęcie Jot-Pe mówiąc, że jednak to nie ona jest najohydniejszą istotą na świecie. Tak się ucieszyła, że przez tydzień musiałem spać na dworcu i stołować się w śmietniku.
Sartre nie tylko wspomina ale też analizuje to, co się wydarzyło – Potrafi dociec dlaczego musiał nosić sukienki i długie włosy (ja bym jeszcze worek mu na łbie kazał nosić), dostrzega też jaki wpływ miało to na jego osobowość. Nie będzie nadużyciem jeżeli powiem, że on niejako sam na sobie przeprowadził psychoanalizę. Te kilka pierwszych lat w odczuciu Sartra ukształtowały go na najmocniej, te z pozoru błahe decyzje opiekunów i losowe zdarzenia. Wszystkie późniejsze jego wybory i dokonania miały być wypadkową tego, czego doświadczył we wczesnej młodości. Czy to nie trąci Emilkiem Zolą?
Wiem, że z mojego opisu wychodzi, że książka jest śmiertelnie nuda, co w końcu może być ciekawego w przygodach sześciolatka; to nawet Harry Potter zaczął wojować od lat jedenastu. Nie martwcie się jednak na zapas, może i Sartrowi brakowało kilku centymetrów (ale wzrostu, świntuchy!) ale na pewno nie polotu i przenikliwości. Jak już brał do ręki pióro to nie było opierdalania się. Zdaniom wielokrotnie złożonym i ostrej ironii to się nasz JP nie kłaniał. Dowcip też miał przedni, jak wbił szpilę to koniec. On był z tych którzy potrafią tak zmieszać człowieka z gównem, że nawet dzieci się go wyprą i własny pies również.

Sartre jako młody człowiek uchodził za zdolnego i obiecującego (mówiono, że będzie wielkim pisarzem, a jeżeli nie to chociaż w objazdowym cyrku dziwolągów go zatrudnią). Gdy jednak wszedł w dorosłość zdawało się, że były to oczekiwania na wyrost, że się zmarnował. Minęło wiele lat nim przezwyciężył swoje demony i zaczął pisać:

Oczekiwano mojego dzieła, którego tom pierwszy mimo gorliwych moich wysiłków nie ukaże się przed rokiem 1935. Gdzieś tak w roku 1930 ludzie zaczną się niecierpliwić, powiadać między sobą: „Ależ ten facet się guzdrze! Już dwadzieścia pięć lat żywimy go za nieróbstwo! Czyżbyśmy mieli wyzdychać nie przeczytawszy jego książek?" Odpowiadałem im swoim głosem z roku 1913: „E, dajcie mi czas pracować!"

(Uwielbiam takich late bloomerów, nawet mi dają nadzieję)

Aha, zapomniałem powiedzieć, że Żał-Pol z zawodu był filozofem więc siłą rzeczy jego głębsze przemyślenia znaleźć można w treści. Wplecione są jednak bardzo zgrabnie w zabawną i lekką historię jego dzieciństwa, nudy i mędrkowania czytelnik nie uświadczy. A jesli ktoś będzie chciał trochę pomyśleć to i będzie miał nad czym. Po prostu dobra książka z drugim dnem, zacna ona jest i godna.
No ale jeżeli Wam, barany, się 'Słowa' nie spodobają to przynajmniej dowiecie się jak stosować średniki. Jest ich tam bowiem w chuj i jeszcze trochę.

Jean-Paul Sartre - dla mnie ma stajla;



Ja zapomniałem, to jego ta powieść 'Z ogniem i mieczem'. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego!

1. Bystrą tę i kostyczną, lecz zimną kobietę cechował sposób myślenia prosty i niepoczciwy, ponieważ jej męża cechował sposób myślenia poczciwy i kręty; wątpiła o wszystkim, ponieważ był kłamliwy i łatwowierny: „Utrzymują, że ziemia się kręci; a cóż oni mogą o tym wiedzieć?"

2. Nauczono ją nudzić się, trzymać się prosto i szyć. Miała talenty – uznano, że będzie w dobrym tonie zostawić je odłogiem; była urodziwa – postarano się ukryć to przed nią. Mieszczanie ci skromni i dumni sądzili, że uroda jest powyżej ich środków a poniżej ich stanu – godzili się z nią u hrabin i kurew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz